[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wpadł na polanę, krzycząc i przeklinając, ale zatrzymał się jak wryty na widok siedzącego przy ognisku chłopaka.– Ty! – Opuścił miecz.– Co ty tu robisz?– Piekę rybę – odparł łysy chłopak.– Chcesz trochę?– Ale jak się tu znalazłeś? Ukradłeś konia?– Przyjechałem na wózku, którym jeden człowiek dostarcza jagnięta na stół lorda Ashford.– No to lepiej sprawdź, czy jeszcze nie odjechał, albo poszukaj sobie innego transportu.Nie chcę cię tutaj.– Nie zmusisz mnie do powrotu – odparł impertynencko chłopak.– Dość mam już tej gospody.– A ja mam dość twojej bezczelności – ostrzegł go Dunk.– Powinienem przerzucić cię przez koński grzbiet i odwieźć do domu.– To musiałbyś wędrować aż do Królewskiej Przystani – powiedział tamten.– Straciłbyś turniej.Królewska Przystań.Przez chwilę Dunk zastanawiał się, czy to nie jakiś żart, ale przecież chłopak żadną miarą nie mógł wiedzieć, że tam właśnie się urodził.Najpewniej to jeszcze jeden potępieniec z Pchlego Zadka, ale kto mógłby go winić, że chciał się wyrwać z tak podłego miejsca? – rozmyślał.Zrobiło mu się głupio, że stoi tak z mieczem nad ośmioletnim chłopakiem, sierotą na dodatek.Schował oręż i zerknął groźnie na dzieciaka, dając mu do zrozumienia, że nie życzy sobie żadnych łgarstw.Powinienem mu przynajmniej złoić skórę, pomyślał, jednak chłopak wyglądał tak żałośnie, że trudno byłoby podnieść na niego rękę.Dunk rozejrzał się po obozowisku.Ogień płonął wesoło w zgrabnym kręgu z kamieni, konie zostały wyszczotkowane, a ubrania zwieszały się z gałęzi wiązu prawie nas ogniskiem i schły w najlepsze.– A one tam skąd?– Uprałem je – wyjaśnił przybysz.– Potem oporządziłem konie, rozpaliłem ogień i złowiłem rybę.Ustawiłbym też twój namiot, ale nie mogłem go znaleźć.– To jest mój namiot – powiedział Dunk i wskazał dłonią gałęzie wysokiego wiązu ponad nimi.– To drzewo – stwierdził tamten, wyraźnie nie pojmując.– Prawdziwemu rycerzowi tyle wystarcza.Łatwiej usnę pod gwiazdami niż w jakimś zadymionym namiocie.– A jeśli będzie padać?– Drzewo mnie osłoni.– Liście przeciekają.Dunk roześmiał się.– Nie da się zaprzeczyć.Cóż, prawdę mówiąc, brakuje mi pieniędzy na namiot.A ty lepiej obróć tę rybę, bo spali się od spodu, gdy z wierzchu będzie jeszcze surowa.Nie nadałbyś się na kuchcika.– Gdybym zechciał, to bym się nadał – mruknął chłopak, ale obrócił rybę.– Co się stało z twoimi włosami? – spytał Dunk.– Medycy mi zgolili.Nagle, zupełnie jakby nabrał jakichś podejrzeń, chłopak naciągnął na głowę kaptur brunatnego płaszcza.Dunk słyszał, że golenie włosów praktykowano czasem przy leczeniu niektórych chorób lub w wypadku inwazji pasożytów, na przykład wszy albo innych gnid.– Jesteś chory?– Nie.Jak się nazywasz?– Dunk.Przeklęty chłopak roześmiał się, jakby nigdy w życiu nie słyszał niczego śmieszniejszego.– Dunk? – powtórzył.– Ser Dunk? Żadne imię dla rycerza.To skrót od Duncana?Czy był to skrót? Stary nigdy nie nazywał go inaczej niż Dunk, a młodzieniec nie pamiętał wiele z wcześniejszego okresu.– Tak, od Duncana – potwierdził.– Ser Duncan z.– Dunk nie miał żadnego innego miana, również rodowego.Ser Arlan znalazł go dziczejącego w zaułkach Pchlego Zadka, chłopak nie poznał nigdy matki ani ojca.I co miał powiedzieć? „Ser Duncan z Pchlego Zadka” nie brzmiało zbyt rycersko.Mógłby wybrać Pennytree, ale co będzie, jeśli ktoś spyta go, gdzie to jest? Dunk nigdy tam nie był, a stary niewiele o nim opowiadał.Zmarszczył czoło, aż w końcu wymyślił.– Ser Duncan Wysoki.Wysoki był niewątpliwie, nikt nie mógł zaprzeczyć, a na dodatek przydomek brzmiał szlachetnie.Tyle że ten mały piskorz ani myślał podejść do zagadnienia poważnie.– Nigdy nie słyszałem o ser Duncanie Wysokim.– A co, znasz wszystkich rycerzy w Siedmiu Królestwach? Chłopak spojrzał na niego śmiało.– Wszystkich dobrych.– Imię dobre jak każde inne.Po turnieju wszyscy będą je znać.A ty masz jakieś imię, złodziejaszku?Dzieciak zawahał się.– Jajo.Dunk nawet się nie roześmiał.Głowę ma jak jajo.Mali chłopcy potrafią być okrutni, dorośli zresztą też, pomyślał.– Jajo – powtórzył.– Powinienem złoić ci skórę do krwi i odesłać, ale prawda jest taka, że brak mi nie tylko namiotu, lecz również giermka.Jeśli obiecasz robić wszystko, co ci każę, pozwolę ci służyć mi w czasie turnieju.Potem, no cóż, zobaczymy.Jeśli okaże się, że warto cię zatrzymać, kupię ci ubranie i dam ci jeść.Wprawdzie ubranie będzie proste, a do jedzenia głównie solona wołowina i ryby oraz od czasu do czasu – gdy zbraknie gajowego – dziczyzna, ale głodny chodzić nie będziesz.Przyrzekam też, że nie będę cię bić, o ile na to nie zasłużysz.Jajo uśmiechnął się.– Tak, mój lordzie.– Ser – poprawił go Dunk.– Jestem tylko błędnym rycerzem.– Zastanawiał się, czy stary patrzy na niego z góry.Będę uczył go sztuki walki tak samo, jak ty uczyłeś mnie, ser.Chyba ma do tego talent, może pewnego dnia sam zostanie rycerzem, mówił do niego w myślach.Zabrali się do ryby i chociaż w środku była jeszcze surowa, a chłopak nie usunął wszystkich ości, smakowała o niebo lepiej niż twarda solona wołowina.Jajo zasnął wkrótce przy dogasającym ogniu, Dunk zaś ułożył się w pobliżu na wznak, wsunął dłonie pod głowę i zapatrzył w nocne niebo.Słyszał muzykę dobiegającą z terenów turniejowych, pół mili od nich.Całe niebo pełne było gwiazd.Tysiące tysięcy gwiazd.Jedna z nich spadła, gdy tak patrzył – jasnozielona smuga ciągnęła się przez połowę nieboskłonu, po czym zgasła.Spadająca gwiazda przynosi szczęście temu, kto ją zobaczy, pomyślał Dunk.A tamci siedzą teraz w swoich namiotach i jedwab mają nad głowami, a nie gwiazdy.Więc to szczęście jest w całości moje.Rano obudziło go pianie koguta.Jajo wciąż spał skulony pod zapasowym płaszczem starego.Cóż, chłopak nie uciekł w nocy, a na początek dobre i to, doszedł do wniosku Dunk.Obudził dzieciaka, trącając go stopą.– Wstawaj.Czeka nas mnóstwo roboty.– Chłopak zerwał się całkiem sprawnie i przetarł oczy.– Pomóż mi osiodłać Miłą.– A co ze śniadaniem?– Jest solona wołowina.Ale dopiero potem.– Nakarmię wcześniej konia – powiedział Jajo.– Ser.– Raczej mojej pięści posmakujesz, jeśli nie zrobisz, jak każę.Dawaj szczotki.Są w jukach przy siodle.Tak, w tych.Wyszczotkowali gniadego wierzchowca, narzucili mu na grzbiet najlepsze siodło ser Arlana i mocno dociągnęli popręgi.Dunk zauważył, że Jajo był nawet pracowity.O ile mu się chciało, oczywiście.– Zapewne nie będzie mnie przez większość dnia – powiedział chłopakowi, siedząc już w siodle.– Zostań tutaj i pilnuj porządku.Upewnij się, czy w pobliżu nie kręcą się jacyś inni złodzieje.– Czy w razie potrzeby mogę wziąć miecz, by ich odegnać? – spytał Jajo.Dunk dopiero teraz zauważył, że chłopak ma oczy niebieskie, ale tak ciemne, iż prawie purpurowe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL