[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ma pan całkowitą rację - przyznała zgryźliwie Kathryn Pender.- Nie, nie - nie na waszym lokalnym poziomie - sprostował szybko Garrick.- Mimo wszystko, co znaczy kilka tysięcy robotów, urządzenia warte kilkaset milionów dolarów? Możemy nasycić ten rejon sprzętem w przeciągu tygodnia.- A w przeciągu następnego tygodnia - huknął Roosenburg.- Trumie znowu nas z niego ogołoci!Garrick skinął głową.- W tym rzecz - przyznał.- Nie wygląda na to, żeby istniała dla niego jakaś granica nasycenia.A jednak.nie możemy tak po prostu odmówić realizacji jego zamówień.Z punktu widzenia lekarza, którym przecież jestem, stworzyłoby to bardzo zły precedens.Zaszczepiłoby pewien niepokój w umysłach wielu osób - w umysłach, które w określonych okolicznościach mogłyby później nie utrzymać niezawodnej stabilności w obliczu braku stabilnego, pewnego źródła wszystkiego, czego na żądanie zapragną.Mówiąc Trumiemu „nie” otwieramy drzwi do pewnych potężnych, niezgłębionych zakamarków umysłu ludzkiego.Chciwość.Zachłanność.Duma z posiadania.- A więc co zrobimy? - krzyknęła Kathryn Pender.- Jest tylko jedno wyjście - powiedział z ociąganiem Garrick.- Przejrzę jeszcze raz akta Trumiego, a potem wybiorę się na North Guardian.Roger Garrick był aż nadto świadomy faktu, ze ma dopiero dwadzieścia cztery lata.Nie robiło to wielkiej różnicy.W obliczu drażliwego zadania, przed którym teraz stał, wątpliwości co do sukcesu mieliby najstarsi i najbardziej doświadczeni lekarze z Kontroli Rejonowej.Zaczęli o świcie.Wokół, z morza, unosiły się opary, a pod kesonem mruczał cichutko mały bateryjny silniczek ich motorówki.Garrick siedział wybijając rytm palcami na pudełku z ich sprzętem inwazyjnym, a dziewczyna sterowała.Znajdujące się w pudełku akcesoria warsztaty z Fisherman’s Island wytwarzały przez całą noc - nie dlatego, że ich wytworze-nie nastręczało trudności, ale dlatego, że była to zła noc.Wielkie rzeczy działy się na North Guardian; dwa razy na prawie całą godzinę zanikało zasilanie, ponieważ zapotrzebowanie na energię na liniach biegnących do North Guardian pochłaniało wszystko, czego mogła dostarczyć sieć energetyczna.Gdy dotarli na odległość głosu od portu wojennego, słońce stało już wysoko.Roboty uwijały się jak w ukropie; port kipiał aktywnością.Wysoka na dwa i pół metra suwnica opuszczała pracowicie prefabrykowany pokład bojowy na kadłub trzymetrowego lotniskowca.Tuż przed dziobem ich motorówki kołysał się na kotwicy ścigacz torpedowy - naturalnej wielkości, nie w skali.Kathryn wyminęła go ignorując nawoływania robota-podporucznika stojącego przy relingu.Obejrzała się przez ramię na Garricka; na jej twarzy malowało się napięcie.- Wszędzie tu.wszędzie tu groch z kapustą.Garrick skinął głową.Okręty wojenne były wielkości modeli, małe łodzie wielkości naturalnej.W mieście za portem wojennym, iglica Empire State Building stykała się niemal z sąsiadującym z nią Pentagonem.Pół kilometra dalej z brzegu strzelał w niebo most wiszący, urywający się nagle nad otwartą wodą po przebiegnięciu tysiąca metrów.Wytłumaczenie tego było dosyć oczywiste - nawet dla psychika tuż po szkole, realizującego swoje pierwsze prawdziwe zlecenie.Trumie usiłował rządzić światem bez niczyjej pomocy, a tam, gdzie w jego pojęciu, jaki ten świat ma być, występowały luki, objawiały się takie właśnie rezultaty.„Dajcie mi okręty wojenne”, rozkazywał swoim robotom-zaopatrzeniowcom, a oni wynajdywali jedyne okręty wojenne na świecie, jakie można było skopiować - miniaturowe modele-zabawki w niewielkiej skali wciąż jeszcze cieszące się wielkim wzięciem u dzieci.„Dajcie mi lotnictwo!” i już w pośpiechu gromadzono tysiąc modeli bombowców.„Zbudujcie mi most!”, ale może zapomniał powiedzieć dokąd.- Szybciej, Garrick!Garrick potrząsnął głową i skupił się na otaczającym go świecie.Kathryn Pender stała na szarym stalowym pomoście i owijała cumę ich motorówki wokół czegoś, co wyglądało na lufę baterii nabrzeżnej, ale miało tylko półtora metra długości.Garrick pochwycił swoje małe pudełko i zeskoczył na pomost stając obok niej.Odwróciła się i spojrzała na miasto.- Zaczekaj chwilę - otworzywszy pudełko wyjął z niego dwie małe kartonowe plakietki.Odwrócił ją za ramię i szpilkami z pudełka przypiął jej jedną z plakietek do pleców.- Teraz ja - powiedział odwracając się do niej plecami.Odczytała z powątpiewającą miną tekst wypisany na tekturze:JESTEM SZPIEGIEM!- Garrick - zaczęła - na pewno wiesz, co robisz?- Przypinaj! - Wzruszyła ramionami i przypięła plakietkę do fałd jego kurtki.Ramię w ramię wkroczyli na teren cytadeli nieprzyjaciela.Zgodnie z informacjami uzyskanymi od rybaka Trumie mieszkał na południe od Pentagonu w zamku z piernika.Dostanie się tam było dla większości robotów niemożliwe.Miasto przylegające do murów zamku było królestwem Trumiego, który włóczył się po nim doglądając, wprowadzając zmiany, niszcząc i przebudowując.Ale wnętrza zamku stanowiły jego kwaterę prywatną; jedynymi robotami, które mogły się poruszać swobodnie zarówno na zewnątrz zamku, jak i po jego wnętrzach, byli członkowie jego gwardii przybocznej.- To - powiedział Garrick - musi być jego kwatera prywatna.Rzeczywiście, wznosił się przed nimi zamek z piernika.„Piernik” imitowały kamień, gargulce i filary; zamek otaczała fosa, nad którą przerzucony był most zwodzony strzeżony przez roboty-strażników z wygiętymi strzelbami, w tunikach i futrzanych czapach wysokich na metr.Most zwodzony był podniesiony, a strażnicy stali na baczność.- Przeprowadźmy zwiad - powiedział Garrick
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL