[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kosmate łapsko chwyciło w tłuste paluchy jedną z kiełbas i wpakowało ją do pyska.Głośne mlaśnięcie, a potem pomruk zadowolenia sprawiły, że Harrisowi przebiegł po plecach dreszcz.Denerwował się.Dotąd nie musiał jeszcze walczyć z żadną bestią bez swojej pałki.W końcu drzwiczki otworzyły się na oścież i zobaczył w nich stojącego na trzech łapach ponurego stwora o szarej skórze i brązowych włosach pokrywających całe niemal ciało.Miał czerwone oczy jak wszystkie demony, dużo pryszczy i małych wypustek, przez które jego skóra łapała zapach metalu.Nie miał nosa, oddychał przez tchawki.Rozchylił szeroki pysk.W jego wnętrzu błysnęło kilkadziesiąt małych, ostrych jak brzytwa ząbków o kształcie stożków.Uśmiechnął się do błazna.Ten pochylił głowę i zacisnął pięści.– Krwawa kiszka.– mruknął do siebie, widząc postrzępiony flak zwisający w dłoni potwora.– Ściągnęło cię tu coś więcej niż kiełbasa z krwią, prawda?Stwór oczywiście nie odpowiedział.Podrapał się natomiast pod jedną z trzech pach i powąchał palce.Harris poczuł, że robi mu się niedobrze.Skoczył na demona tak szybko, że prawie zahaczył nogą o wystającą z podłogi deskę.Podświadomość podpowiedziała: teraz, gdy nie spodziewa się ataku, kiedy jest odurzony smrodem własnego ciała.Błazen z całej siły rąbnął potwora pięścią w zęby.Ten zrobił krok w tył i wpadł z powrotem do spiżarni, przewracając się o próg.Chwycił trzema rękami za zwisające na hakach suszone kiełbasy.Zerwał wszystkie i padł ciężko na drewnianą podłogę, aż deski jęknęły.Wtedy Harris dojrzał swoją pałkę – leżała przy płóciennej zasłonie, tuż przy wyjściu z wozu.Chwycił ją szybkim ruchem i zamachał ręką, zakreślając w powietrzu skomplikowane sekwencje znaków.Nim potwór zdążył zauważyć, co się dzieje, niewidzialne pęta unieruchomiły jego wszystkie kończyny, nawet włosy zacisnęły się wokół ciała.Ucisk najwyraźniej pozbawiał go oddechu, gdyż dał się słyszeć głośny świst.Błazen podszedł do leżącej sztywno bestii i machnął jej pałką przed oczami.– Twój umysł stoi przede mną otworem.Przekażesz mi swoje wspomnienia, ale tylko te, które ci rozkażę, i żadnych innych.Gdy Harris pierwszy raz próbował tego czaru, był jeszcze młody i niedoświadczony.Przypadkiem dojrzał wtedy wymiar demonów, a także kilka chwil z życia pupila, którego wtedy wypędzał, łącznie z momentem podróży do wymiaru ludzi.Potem przez dwa miesiące był jak obłąkany.Sam nie pamiętał tego, ale podobno toczył pianę z ust i mówił w dziwnym języku, a także tarzał się w błocie i żarł końskie łajno.Dopiero mistrz Karlon wraz z kilkoma egzorcystami doprowadzili jego umysł do stanu używalności za pomocą silnych wyładowań elektrycznych przepuszczonych przez mózg, po których zostały mu na skroniach brzydkie blizny.– Przekażesz mi tylko i wyłącznie chwile, które spędziłeś w tym świecie – kontynuował błazen.– Przekażesz mi tylko pojedyncze obrazy, migawki wspomnień, nie przekażesz mi barw i zapachów, a jedynie kontury widzianych przez ciebie przedmiotów.Mistrz Karlon opowiadał Harrisowi o błaźnie, który postanowił patrzeć oczami demona.Wypaliło mu mózg, bo okazało się, że potwory postrzegają kilkaset razy więcej kolorów niż człowiek.Sprzężenie zwrotne sprawiło, że biedakowi zrobił się tętniak, który szybko pękł, zabijając, niestety, zdolnego absolwenta Ulaga Harrinong.– Chcę widzieć miejsce, w którym się pojawiłeś, i metal, który ci wskazał drogę przez międzywymiar – zażądał Harris.Obrazy zaczęły gromadzić się w umyśle demona.Jego ciało dygotało w spazmach, z uszu toczyła się piana, a z oczu wypływała bladoczerwona krew.Otworzył usta i zawył w momencie, w którym jego umysł wydarł z siebie zamówione przez błazna wspomnienia.Harris aż przysiadł.Seria migawek rozerwała kilka neuronów potężnymi impulsami elektrycznymi wdzierającymi się do wnętrza czaszki.Błazen syknął z bólu.Oparł się o ścianę barkiem.Gdy siedział tak z opuszczonymi rękami, na usta powoli wypływał mu uśmiech.Pamiętał.Wspomnienie pierwsze: zaraz po wyjściu z międzywymiaru, bez zapachu i bez kolorów, jedynie myśl o metalu, myśl o przyciągającym chłodzie i cudownym mroku tworzonym przez żelazne pręty podbite ćwiekami pod podłogą wozu.Wspomnienie drugie: po przejściu do spiżarni.Zapach krwistego żelaza, niemożliwa do opanowania chuć.Po kolei.Najpierw krew, potem blacha.Wspomnienie trzecie: kolejny powiew metalicznego chłodu.Wprost z beczki z piwem.A potem jeszcze jeden.Świeża krew w pomieszczeniu obok.Chuć.Potężna chuć.Podniecenie i radość.Dużo, dużo, dużo pięknego, chłodnego metalu.Wspomnienie czwarte: smak krwi, ale brak zapachu.Wspomnienie piąte: niski człowieczek na drodze do zaspokojenia.Zabić, rozerwać na kawałki, ale najpierw wypić krew.Metal chłodny, metal dobry, metal, metal, metal.Harris uśmiechnął się ponuro.Wóz był obładowany metalem.Wiedział już na pewno.To nie był przypadek ani czyjeś niedopatrzenie.To był zamach na jego życie.Pytanie tylko, kto mógł być na tyle głupi, by zsyłać demony na najwspanialszego błazna, jaki chodzi po świecie? Odpowiedź była bardzo prosta: De Frey.Zbyt łatwo się zgodził, uśpił czujność Ig Harrina swoją uległością, ale tak naprawdę chciał się go pozbyć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL