[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale i tak była w nieporównanie lepszej kondycji niż szeregowi Tillotson i Chantal oraz kapral Seago.Przynajmniej jeszcze żyła.Chwilowo.Nigdy sobie nawet nie wyobrażała, że można czuć się tak zmęczonym i wyczerpanym, i jakaś część jej była wdzięczna losowi, że ta mordęga dobiega końca.Gutierrez przerwał staranne studiowanie drogi, którą przeszli, i przyjrzał się dziewczynie.I uśmiechnął się przelotnie.W ciemnych oczach błysnęła aprobata zmieszana z żalem.A potem wrócił do lustrowania pogrążonej w nocnym mroku doliny.Nie sądził, że Abigail zdoła wytrzymać tempo, jakie narzucił, a zdołała.Poza tym mimo młodego wieku miała stalowe nerwy.Pierwsza dopadła Tillotsona zastrzelonego niespodziewanie i wpierw wciągnęła go za osłonę głazu, potem sprawdziła puls, a na koniec spokojnie zabrała mu broń i amunicję.A gdy trzej piraci przyszli sprawdzić, kogo jeden z nich zabił, otworzyła ogień, gdy znaleźli się mniej niż dwadzieścia metrów.Następnie wyczołgała się tyłem spod silnego ostrzału osłaniana przez zespół ogniowy Harrisa i dołączyła do Gutierreza.Objechał ją naturalnie za niepotrzebne narażanie się, ale bez przekonania.I wiedziała o tym.Wysłuchała jego zwięzłej i obrazowej opinii, jakiego to stopnia skretynienia wymaga podobnie idiotyczne zachowanie rodem z tandetnych holodram.A potem uśmiechnęła się do niego, pozbawiając go na dłuższą chwilę mowy.Nie był to szczęśliwy uśmiech.Był to prawie tragiczny uśmiech – uśmiech kogoś, kto dokładnie wie, dlaczego Gutierrez go ruga.Tylko w ten sposób mógł zachować pozory i udawać, że być może pożyją na tyle długo, by ta lekcja na coś jej się przydała.Od tej pory zabiła jeszcze co najmniej dwóch piratów, w obu przypadkach z taką samą zimną krwią jak za pierwszym razem.– To byłoby trzydziestu trzech potwierdzonych – odezwał się po chwili.– Trzydziestu czterech – poprawiła go, nie podnosząc głowy.– Jesteś pewna?– Jestem.Templeton dostał jednego na wschodniej flance, gdy sprawdzałeś, co z Chantal.Przeszli na „ty”, nie bardzo zdając sobie sprawę, jak i kiedy, ale żadnemu z nich to nie przeszkadzało.– Aha.– mruknął Gutierrez i znieruchomiał.Abigail natychmiast zajęła pozycję strzelecką obok.– Dwóch z prawej – poinformował ją cicho.– I jeden z lewej, koło tego pnia na zboczu.– Załatw go, ja się zajmę tamtymi.– Daj sygnał – powiedziała zupełnie spokojnie.– Teraz!Oboje wystrzelili równocześnie.Pierwszy cel Gutierreza padł natychmiast, drugi ostrzeżony losem towarzysza skrył się za skałką i sierżant trafił go dopiero trzecim strzałem.Abigail wypaliła tylko raz, po czym zaczęła przepatrywać otoczenie, czekając, aż Gutierrez wykończy drugiego przeciwnika.– Czas się ruszyć – poinformował ją, gdy to zrobił.– Dobra!Popełzła na pewniaka, gdyż kolejne dwa stanowiska ogniowe wybrali na spokojnie, nim zajęli to, które właśnie opuściła, toteż wiedziała, dokąd zmierza.Nim tam dotarła, usłyszała, że Gutierrez ponownie otworzył ogień.Ten odłam skalny nie zapewniał tak dobrej osłony, ale był najlepszy w sąsiedztwie i można było w jego zagłębieniu położyć broń.Przeturlała się na brzuch i spojrzała przez noktowizyjny celownik ustawiony tak, by działał jak luneta snajperska.Na całe szczęście w akademii przeszła obowiązkowy kurs strzelania z karabinu pulsacyjnego oraz plazmowego prowadzony przez instruktorów z Korpusu.Dzięki temu znała broń i jej możliwości, a że miała dobre oko i pewną rękę, teraz to procentowało.Szybko odnalazła trójkę przeciwników ostrzeliwujących sierżanta, po czym sprawdziła zbocze za nimi.Było tam co najmniej trzydziestu następnych posuwających się powoli do przodu.A jeszcze dalej, na dnie doliny, zbita masa ich towarzyszy czekała, aż szpica oczyści im drogę.Gutierrez przygwoździł czołową trójkę, tak że żaden nie mógł się ruszyć, ale oni odpłacili mu tym samym.A zajęli pozycje pod takim kątem, że nie był w stanie ich trafić.Za to ona mogła.Przyłożyła broń staranniej do ramienia, wycelowała i nacisnęła spust.Karabin kopnął leciutko, a głowa pirata zmieniła się w fontannę szczątków.Jego towarzyszka dostrzegła, skąd padł strzał, i chciała odpowiedzieć ogniem, ale przesuwając broń, uniosła się za bardzo, ukazując Gutierrezowi głowę – i to wystarczyło.Rozległ się kolejny strzał i zaraz potem następny, gdy Abigail załatwiła trzeciego.– Czysto – oznajmiła, uaktywniając komunikator; woleli ich nie używać, dopóki nie mieli pewności, że piraci ich dogonili.– Ale się pospiesz, bo ściągnęli kolegów.* * *– Żeby ich najjaśniejsza krew zalała i kulawy pies obsrał! – eksplodował Lamar po wysłuchaniu najnowszego meldunku z planety.Oddział desantowy dopadł w końcu Marines, ale wyglądało to tak, jakby wpadł w starą, dobrą maszynkę do mielenia mięsa.Lamar ani przez moment nie wierzył, że zabili przynajmniej czterdziestu przeciwników, natomiast nie wątpił, że straty własne podali zgodnie z prawdą.A wynosiły one 43 zabitych.– Kogo ma krew zalać i pies obsrać? – spytał ostrożnie St.Claire.– Wszystkich! Ci kretyni na dole własnej dupy po ciemku nie potrafią znaleźć, i to oburącz!– Ale przynajmniej dopadli ich w końcu – zauważył St.Claire.– No, dopadli.I to tak skutecznie, że nie możemy użyć promów do wsparcia ogniowego, bo wybijemy połowę własnych ludzi, tak blisko są Marines! Ci idioci tańczą tak, jak oni im zagrają!– Problem, jak sądzę, tkwi w tym, że jeśli pozostaną z tyłu na tyle, by umożliwić ostrzał promom, Marines znów im uciekną.Już trzy razy tak było.– To wychodzi na to, że czas na ofiary od własnego ognia! – warknął Lamar.– Albo czas dać sobie z tym spokój – dodał cicho St.Claire.Lamar spojrzał na niego ostro.– Nie podoba mi się, że od paru godzin Ringstorff się nie odzywa – wyjaśnił St.Claire.– I nie podoba mi się, że siedzimy tu, a nasi ludzie ganiają po skałach paru Marines.Lepiej odwołać polowanie, zabrać ludzi i zmywać się stąd.A jeśli Ringstorffowi na nich zależy, to niech tu przyleci i sam ich sobie łapie.Pinasę zniszczyliśmy, więc nigdzie nie odlecą.– Naprawdę kusząca propozycja – przyznał Lamar.– Ale to on tu rządzi.Jeśli chce mieć ich martwych, to musimy mu ich takich dostarczyć.– No to dostarczmy wreszcie.Albo tak, albo siak.Wycofaj ludzi i zbombarduj cały teren.Promy mają bomby kasetonowe.Albo każ temu, co tam dowodzi, przestać się guzdrać i skończyć, co zaczął!* * *– Straciliśmy Harrisa – w głosie Abigail oprócz zmęczenia słychać było ból i poczucie winy.Z czternastu Marines zostało czterech, w tym Gutierrez.i jedna midszypmen Królewskiej Marynarki.– Przynajmniej udało nam się wykonać twój plan – uśmiechnął się Gutierrez.– Tak ładnie za nami pogonili, że resztę przeoczyli.A skoro uznali teren za sprawdzony, już tam nie wrócą.– Wiem.Ponieważ nasunął gogle noktowizyjne na czoło, a był w stanie dostrzec rysy jej twarzy, oznaczało to, że zaczyna świtać.Gdy spojrzał na wschód, zobaczył, że niebo powoli robi się jaśniejsze.I ze zdziwieniem stwierdził, że udało im się przeżyć noc.Prawie.Czterej pozostali przy życiu ludzie z 1 drużyny Marines byli na tym samym wzgórzu co oni.I nie mieli już drogi odwrotu.Zbocze opadało przed ich stanowiskami przez około kilometr, dając doskonałe pole ostrzału, natomiast za plecami mieli kanion bez wyjścia i na dodatek o prostych, nie dających osłony ścianach.Ponieważ nie mieli dokąd uciekać, pozostało im tylko jedno – bić się do końca.Zsunął gogle na oczy i rozejrzał się uważnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL