[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jakieś głosy donoszą o zakłóceniach, za chwilę jednak wszystko jest znowu w porządku.— Zero minus dwadzieścia minut — ogłasza śpiewny, uroczysty głośnik.Ciężarówki i wozy osobowe uciekają pędem z zagrożonej strefy.Bramy zamykają się z trzaskiem; w poprzek odległych dróg przeciąga się łańcuchy.Ludzie wokoło stalowego ogrodzenia celebrują jakieś ostatnie przygotowania.Po raz ostatni sprawdzają działanie skomplikowanej aparatury i zamykają szczelnie drzwi odcinające dostęp do wszelkich otworów, włazów, wzierników.Wreszcie, jak gdyby ociągając się, schodzą z ogrodzenia, które odtacza się na rolkach, odsłaniając pełen wdzięku kształt skazanej na zagładę rakiety.W tych ostatnich chwilach odnosi się wrażenie, że jak świat światem nic piękniejszego człowiek nie stworzył.— Zero minus dziesięć minut — śpiewa głośnik.Teraz pustynię zalega uroczysta cisza.Nie widać żywej duszy.Jedni uciekli co tchu, inni schronili się w forcie niby mrówki kryjące się pod ziemię przed nadciągającą ulewą.Już tylko kilka czerwonych lampek zarży się na tablicy rozdzielczej.Naukowcy, którzy od lat pracowali nad wyposażeniem rakiety, mruczą teraz pod nosem swe bluźniercze technologiczne pacierze.Ten i ów ściska w ręku kurczowo niedorzeczną maskotę — łapę królika, niektórzy — niby dzieci przed wydaniem lekcji — gwoli spełnienia życzeń zakładają palce na krzyż.— Zero minus jedna minuta — zawodzi głośnik.Beznamiętny głos z niewidzialnego mikrofonu ulega również powszechnemu podnieceniu.— Zero minus czterdzieści pięć sekund — śpiewa na wysokiej nucie, a po chwili: — Zero minus trzydzieści sekund.Z tablicy rozdzielczej znika ostatnie czerwone światełko.Nic już nie dzieli rakiety od chlubnego samounicestwienia.Stoi ogromna, naga i samotna niby ofiara złożona bóstwu na oczach tysięcy kapłanów.Tuż koło niej pióropusz czerwonego jak krew dymu ściele się nad pustynią.Ostatnie to ostrzeżenie wizualne dla ludzi, przyrządów i samolotów, nie wyposażonych w elektronowe organa słuchu.— Zero minus pięć sekund — dochodzi z głośnika zapowiedź na najwyższej nucie.— Cztery… trzy… dwie… jedna… ZERO!W pełnej napięcia ciszy rozdzielni oficer strzałowy włącza dźwignię.Złocisty płomienny miecz otoczony białą chmurą dymu wystrzela z ogona rakiety, ogłuszający łoskot przetacza się jak grzmot po pustyni.Zrazu rakieta wznosi się powoli, jak gdyby wleczona do góry przez niewidzialny dźwig.Chwieje się nieco, stojąc na ognistym, płomiennym ogonie.Wnet jednak, rzekłbyś, nabiera pewności siebie i wylatuje w przestrzeń niby hucząca, naładowana gromami strzała.Chwila — i znika, pozostawiając po sobie jedynie smugę dymu, która wygląda jak płynna linia pociągnięta kredą na błękitnym niebie.Z oczu ludzkich rakieta zniknęła na dobre, ale oczy przyrządów w dalszym ciągu obserwują jej lot.Anteny talerzowe odległych radarów kierują się w stronę podniebnego zbiega.Aparaty fotograficzne i teodolity podnoszą w górę swe szyje na przegubach.A z rakiety, w pasmach transmisji radiowych płynie w dół obfity strumień informacji i danych liczbowych, które gromadzi i skrzętnie przechowuje liczny zespół przyrządów na ziemi.Dziób rakiety wyposażony jest w subtelne, wyspecjalizowane zmysły.Są one czułe na wszelkie zmiany ośrodka i mierzą temperaturę, gęstość powietrza oraz jego ruchy.Spektrografy analizują światło słoneczne, którego jaskrawość wzmaga się wraz ze zwiększeniem wysokości.Liczniki Geigera rejestrują liczbę cząsteczek promieni kosmicznych bijących wściekle ze wszystkich stron przestrzeni międzyplanetarnej, a liczniki fotonów szukają po omacku promieni rentgenowskich, płynących ze słońca.Niektóre z tych zapisów utrwalają błony fotograficzne zwinięte z cylindrach stalowych, tak mocnych, że potrafią przetrwać nawet ostateczne rozbicie rakiety.Inne dane przekazywane zostają na Ziemią drogą radiową, a sprawne przyrządy samopiszące przenoszą je szybko na papierową taśmę.Czasem informacje rakiety nadchodzą w postaci dźwiękowej, przypominającej wszystkim gamy wygrywane na fortepianie przez małe dziecko.Wysokość każdej nuty zarejestrowana zostaje przez przyrządy i można je zanalizować z pomocą odpowiednich urządzeń.Odtworzona na taśmie magnetycznej niesamowita ta muzyka stanowi niejako opowieść o wysiłkach rakiety, o jej tryumfie nad atmosferą i o nieuniknionej, ostatecznej zagładzie.Gdy rakieta spoczywa jeszcze nieruchomo na swej platformie startowej, „śpiewające” przyrządy w je] dziobie wydają łagodne, monotonne dźwięki Niektóre z nich są ciągłe i przypominają jednostajny głos kobzy.Niektóre natomiast rejestrowane są okresowo, co pewien czas, i one to właśnie brzmią jak tony fortepianu.Gdy rakieta jest już w locie, część tonów nie ulega zmianie, natomiast wysokość innych waha się w jakiś osobliwy, modernistyczny sposób.Nieśmiałe brzdąkanie trwa, raz po raz jednak przerywa się, jak gdyby dziecko było zmęczone czy tez onieśmielone.Gdy rakieta mknie z rykiem ku przestrzeni międzyplanetarnej, dochodzą z niej jęczące, drżące trele.Jest to związane z wibracją pocisku i jego zmaganiem się z oporem atmosfery.Długotrwałe, niskie zawodzenie oznacza, ze rakieta bądź odchyliła się od właściwego toru, bądź kolebie się jak okręt na większej fali.Wyimaginowane dziecko brzdąka wciąż, zagłuszając dysonanse tła muzycznego, teraz jednak jest już ogarnięte desperacją.Rakieta osiąga maksimum swej szybkości i walczy wściekle z oporem powietrza.Ale oto rakieta wydostała się z atmosfery — dysonanse są coraz cichsze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL