[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale zaledwie ujechali kawałek drogi od kościoła, Jadwiga kazaławoźnicy stanąć.Pułkownik spojrzał na nią pytającym wzrokiem, co zamyśla zrobić.— Niech wysiądzie — rzekła do ojca, wskazując pogardliwym ruchem głowy na siedzącego przed nimi Antoniego.— Ależ Jadwiniu! — reflektował ją ojciec.— Niech go nie widzę więcej! Każ mu wysiąść.Antoni spojrzał z przestrachem i zdziwieniem na mówiącą, jak na obłąkaną; nie mógł zrozumieć jej oburzenia.Ten wzrok jeszcze bardziej ją rozdrażnił.— Ojcze, nie męcz mnie dłużej, to nad moje siły — wyrzekła z uniesieniem.— Zapłać mu i niech sobie idzie precz.Pułkownik ulec musiał natarczywemu, żądaniu córki i rzekł, zwracając się do Antoniego:— Wysiądź i wróć do ojca.Wieczorem — dodał po cichu — przyślę ci pieniądze.Antoni posłuszny wysiadł — powóz odjechał; dumna Jadwiga nie raczyła nawet spojrzeć na swego męża.Powóz z szybkością coraz więcej się oddalał, wreszcie zniknął za drzewami, tylko turkot jego słychać było, gdy przejeżdżał przez most kolejowy, a Antoni stał jeszcze na tym miejscu, na którym wysiadł; stał nieruchomy jak manekin postawiony.Straszna katastrofa odbywała się w tej chwili w jego duszy.Ból i upokorzenie, jakiego doznał, zraniły go jak uderzenie ostrogi leniwego konia, i bierny, uległy umysł zbuntował się i oburzył na to, co mu zrobiono, i przeraził się tym, co sam zrobił.Rumieńce wstydu, jak fale, napływały jedne po drugich i oblewały mu twarz na wspomnienie tego, że go jak psa wyrzucono z powozu.— I za co? Za co? — pytał wzburzony — czy za to, żem im pozwolił zabrać moje nazwisko, moją przyszłość? To takie niegodziwe z jej strony.Postępek Jadwigi wydawał mu się potwornym, bez serca, i uczuł ku niej żal, zmącony oburzeniem.Pełen goryczy i smutku wracał powoli do domu.W tej krótkiej chwili życia dojrzał nagle, jak owoc zakłuty przez robaka.Boleść była tym robakiem, co gryzł jego wnętrze i przyśpieszał dojrzałość.Wszedłszy do swego mieszkania w gospodzie, zastał ojca siedzącego na łóżku w zamyśleniu, z rękami założonymi na kolanach, ponurego.Gdy stary ujrzał wchodzącego syna, ruszył się na łóżku i spytał:— Już?— A już — odrzekł Antoni sucho.— Dał ci pieniądze?Pytanie to postawił dla własnego usprawiedliwienia się.Zdawało mu się, że pieniądze wynagrodzą synowi dostatecznie to, do czego go namówił.— Jakie pieniądze? — spytał Antoni bezmyślnie.— No, te dwa tysiące, coś miał dostać.Antoni teraz dopiero przypomniał sobie, że gdy wysiadał z powozu, pułkownik mówił mu o jakichś pieniądzach, ale nie pamiętał już co, bo myśl jego była wtedy czym innym zajęta.On by chętnie oddał był te wszystkie pieniądze za jedno dobre słowo z ust Jadwigi, tak wysoko cenił jej słowa.— No, dał ci? — spytał ojciec niecierpliwie.— Nie.— Ale powiedział, że przyśle?— Może powiedział, nie pamiętam.— Pewnie wieczorem Tomasz je przyniesie.I niecierpliwie wyczekiwał stary wieczora, licząc godziny, które zegar ratuszowy powoli wydzwaniał.I Antoni czekał także, tylko nie na to, co ojciec.Miał jeszcze nadzieję, że Jadwiga przyśle po niego.Nie chciał przypuścić, żeby mogła w ten sposób z nim się rozstawać, bo jakkolwiek bądź, był jednak jej mężem w obliczu Boga.Był pewnym, że skoro się uspokoi trochę, będzie żałować tego, co zrobiła, i zechce się z nim widzieć, aby go przeprosić.Toteż gdy wieczorem kamerdyner pułkownika wszedł do ich mieszkania, zadrżał z radości i pełen dobrej nadziei patrzał na ojca czytającego list, który mu Tomasz wręczył.Czekał i spodziewał się, że ojciec powie mu: pułkownik kazał ci przyjść do siebie.Ale omylił się.Ojciec po przeczytaniu listu podał mu kilka banknotów, które były w środku, i rzekł mu:— Masz, to dla ciebie; to wszystko twoje.Możesz z tym zrobić, co ci się podoba.Mając tyle pieniędzy można los zrobić nie lada.To mówiąc, wtykał synowi pieniądze w rękę.Robił to z gorączką, bo potrzebował przezwyciężyć w sobie wrodzoną chciwość, jaka go na widok tylu pieniędzy opanowała.Miałby był ochotę zatrzymać je, ale nie chciał, bo zdawało mu się, że pieniędzmi tymi okupuje winę, do jakiej poczuwał się wobec syna.— A cóż jest w liście? — spytał Antoni, nie tracąc jeszcze nadziei.— Pułkownik pisze, żebyś mógł wyjechać za granicę i nie pokazywał się całkiem w naszych stronach.Tylko żebyś mu niedługo nadesłał wiadomość, gdzie będziesz, bo mu to potrzebne.— I nic więcej? — dopytywał się natarczywie Antoni.— Nic.To jedno słowo ojca wionęło cmentarnym chłodem na rozpalone serce Antoniego i pogrążyło go w ponurą zadumę.Nie słyszał, jak Tomasz zabrawszy pokwitowanie za odebrane pieniądze wyszedł, nie widział, jak ojciec jego niedługo potem położył się na spoczynek; nic nie widział, nie słyszał, bo myśli jego krążyły jeszcze ciągle koło tego jednego słowa „nic", jak krążą ptaki koło zburzonego gniazda, z którego im zabrano pisklęta.Cierpiał bardzo.Tego samego wieczora pułkownik wysłał do babki Jadwini telegram tej treści:Ślub odbył się przed godziną.Państwo młodzi wyjeżdżają jutro za granicę.Jadę z nimi do Drezna.Będę z powrotem za parę tygodni.Rzeczywiście nazajutrz pułkownik z córką wyjechali do Drezna — tylko bez pana młodego.XPo powrocie do Zarzecza, Jakub stał się jeszcze więcej milczący i ponury, niż był przedtem.Nikogo to nie uderzyło bardzo; wszyscy byli przyzwyczajeni do dziwactw i szorstkiego postępowania starego mruka i nie pytano go nawet o przyczynę.Nie próbowano nawet dowiedzieć się, gdzie był przez tydzień, bo wiedziano, że Jakub nie rad spowiadał się z czynności swoich i nie lubił odpowiadać, dla zaspokojenia ciekawości ludzkiej.Ale Jakub, wbrew zwyczajowi, sam się wygadał w gospodzie przy kartach, że odwoził syna do seminarium.Objaśnienie takie wystarczyło aż nadto, było ono zresztą tak naturalne, że nikt nie mógł podejrzewać go o nieprawdę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL