[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chwyciłem kluczyki samochodowe i wybiegłem z domu.Jeśli Brennerskłamał, żeby wrobić Bena, musiałem mu uświadomić, na co skazuje Jenny.Musiałem wiedzieć, jak było iw razie konieczności wycisnąć z niego prawdę.A jeśli mi się nie uda.Nie chciałem o tym myśleć.Gdy jechałem przez miasteczko, było już upalnie.Na ulicy kręciło się więcej policjantów i dziennikarzyniż przedtem.Na chodnikach stali grupkami reporterzy i dźwiękowcy, skwaszeni, że nie mogąprzeprowadzić wywiadu z uparcie milczącymi mieszkańcami Manham.Nie mogłem znieść myśli, żeprzyjechali tu ze względu na Jenny.Mijając kościół, zobaczyłem na cmentarzu Scarsdale'a.Wydawałpolecenia Tomowi Masonowi, grożąc mu kościstym palcem.Gdy zobaczył, że idę w jego stronę, gwałtownieurwał i zrobił niezadowoloną minę.- Pan doktor - rzucił zimno na powitanie.- Chcę pana prosić o przysługę - zacząłem bez wstępów.- O przysługę? Pan? To nowość.- Nie potrafił ukryć satysfakcji.Pozwoliłem mu się nią nacieszyć.Stawkąw tej grze było coś więcej niżduma, moja czy jego.Nie pytając, czego chcę, demonstracyjnie spojrzał na zegarek.- Nie wiem, o co chodzi, ale będziemy musieli odłożyć to na później.Czekam na telefon.Mam wywiad wradiu.Kiedy indziej jego poczucie wyższości pewnie by mnie zirytowało, ale teraz nawet nie zwróciłem na touwagi.- To ważne.- Skoro tak, na pewno zechce pan z tym zaczekać, prawda? - Przekrzywił głowę, słysząc dzwonek telefonuzza drzwi kościoła.- Proszę wybaczyć.Miałem ochotę chwycić go za ten zakurzony kołnierz i mocno nim potrząsnąć, ale tylko zacisnąłem zęby.Odszedł.Kusiło mnie, żeby też odejść, ale jeśli miałem zaapelować do tego, co uchodziło za lepszą naturęBrennera, jego obecność mogła mi pomóc.Omal go nie przejechałem i gdybym poszedł sam, bardzowątpiłem, żeby zechciał mnie wysłuchać.Z zamyślenia wyrwało mnie szczękanie ogrodowego sekatora.Tom.Przycinał trawę na klombie, udając,że nie słyszał naszej rozmowy.Poniewczasie zdałem sobie sprawę, że nawet się z nim nie przywitałem.- Dzień dobry - powiedziałem, starając się mówić normalnym tonem głosu.- Gdzie George?- Boli go, jeszcze leży.Nie wiedziałem, że choruje.Kolejny dowód na to, że zaczynałem tracić kontakt z pacjentami.- Znowu krzyż? Kiwnął głową.Jeszcze kilka dni i mu przejdzie.Znowu naszły mnie wyrzuty sumienia.George i jego wnuk byli pacjentami Henry'ego, ale to ja miałemjeździć do nich na wizyty domowe.George, stary ogrodnik, był w Manham postacią tak dobrze znaną, żepowinienem zauważyć jego zniknięcie.Ciekawe ilu jeszcze pacjentów zawiodłem? Przedtem i teraz, bo tegodnia Henry znowu mnie zastępował.Lecz strach o Jenny przesłaniał wszystko.Zza otwartych drzwi dobiegał napuszony głos Scarsdale'a, a wemnie coraz bardziej narastała potrzeba natychmiastowego działania.Z niecierpliwości zakręciło mi się wgłowie.Słońce świeciło za jasno, cmentarne powietrze mdliło od zapachów.Przez cały czas coś nie dawałomi spokoju, ale gdy usłyszałem, jak Scarsdale odkłada słuchawkę, momentalnie o tym zapomniałem.Chwilępóźniej wielebny wyszedł z kościoła, arogancki, zadufany w sobie i zadowolony.- Słucham.Chciał pan mnie prosić o przysługę.- Jadę do Carla Brennera.Proszę, żeby pojechał pan ze mną.- Naprawdę? Niby dlaczego miałbym to zrobić?- Bo pana wysłucha, a mnie nie.- Wysłucha w jakiej sprawie?Zerknąłem na Toma, ale pochłonięty pracą odszedł dalej.- Policja kogoś aresztowała.Myślę, że Brenner coś im powiedział i popełnili błąd.- Czy ten „błąd" ma może coś wspólnego z Benem Andersem?Za odpowiedź wystarczyła mu moja mina.Był z siebie zadowolony.- Przykro mi, ale muszę pana rozczarować.To żadna nowina.Ludzie widzieli, jak go aresztują.Cośtakiego trudno utrzymać w tajemnicy.- Nieważne, kto to.Nadal uważam, że Brenner ich okłamał.- Mogę spytać dlaczego?- Bo ma do Bena urazę.Skorzystał z okazji, żeby się odegrać.- Ale nie wie pan tego na pewno, prawda? - Scarsdale krytycznie ściągnął usta.- Poza tym, o ile się niemylę, Anders jest pańskim przyjacielem,- Jeśli jest winny, zasłużył na wszystko, co z nim zrobią.Ale jeśli nie, policja traci tylko czas.- To oni o tym zadecydują, a nie wiejski lekarz.Próbowałem zachować spokój.- Proszę.- Przykro mi, doktorze, ale chyba nie rozumie pan, czego pan ode mnie żąda.Chce pan, żebym wtrącił siędo policyjnego śledztwa.- Nie! - Omal nie krzyknąłem.- Chcę, żeby pomógł mi pan uratować komuś życie! Proszę- powtórzyłemciszej.- Tu nie chodzi o mnie.Kilka dni temu w tym kościele siedziała Jenny Hammond i mówił pan wtedyo potrzebie działania.Możliwe, że ona jeszcze żyje, ale jeśli tak, zostało jej bardzo mało czasu.Nie można.Nie mogę.- Załamał mi się głos.Scarsdale uważnie mnie obserwował.Nie mogąc mówić, pokręciłem głową i ruszyłem w stronę ulicy.- Dlaczego uważa pan, że Brenner zechce mnie wysłuchać? Chwilę trwało, zanim otrzeźwiałem na tyle,żeby się odwrócić.- Powołał pan straż obywatelską.Bardziej liczy się z panem niż ze mną.- Ta trzecia ofiara.Zna ją pan? Kiwnąłem głową.Scarsdale zastanawiał się przez chwilę.W oczach miał coś, czego przedtem nie dostrzegłem.Początkowonie wiedziałem, co to jest, lecz w końcu zrozumiałem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL