[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Mmh, czarno widzę – powiedział Hunter, dzwoniąc ponownie.Znów nic.Hunter schylił się i uniósł róg wycieraczki, pod którą leżał klucz.Otworzył drzwi mieszkania.– Jak myślisz, co się stało? – zapytał Pearce.– Może coś go zatrzymało.Nie będzie się gniewać, że sami weszliśmy.Może zostawił jakąś kartkę.Z malutkiego przedpokoju wchodziło się do długiego, raczej wąskiego saloniku z wypłowiałymi dywanami, skórzanymi fotelami i rozkładanym stołem pod ścianą.Na stole leżała napisana na maszynie kartka:Przepraszam, chłopcy – po południu wezwano mnie do Londynu.Pilna sprawa (tak mówią).Max, nie mogłem dodzwonić się do ciebie – zostawiłem wiadomość jakiemuś bałwanowi w obozie, ale skoro to czytasz, to widocznie jej nie otrzymałeś.Wszystkich innych zdołałem uprzedzić.Skoro przyszliście, to musicie się napić.Ile tylko chcecie.Czujcie się jak u siebie w domu.Zadzwoń do mnie w przyszłym tygodniu, Max.Bardzo przepraszam, że musieliście się na darmo fatygować.U dołu rozchwianymi literami, ręcznie dopisano:W pośpiechuVincePearce zerknął ukradkiem na Huntera, podszedł do okna i stanął przy nim, wyglądając na dwór.– Napijesz się czegoś? – zwrócił się Hunter do jego pleców.– Nie, dziękuję.– Pozwolisz, że ja sobie naleję?– Oczywiście.Hunter przez kilka sekund stał niezdecydowany, po czym podszedł do Pearce’a.Okno wychodziło na kanał.Nadal było pusto.Po następnych paru sekundach Hunter położył dłoń na ramieniu Pearce’a.Zrobił to nie dlatego, że uznał, iż nadszedł na to właściwy moment, lecz z braku pomysłów, co zrobić i co powiedzieć.Czując się tak, jakby bicie serca wprawiało w drżenie całą jego klatkę piersiową, powoli odwrócił się i umieścił drugą dłoń na drugim ramieniu Pearce’a.Poczuł szorstkość materiału, z którego uszyty był jego mundur.Pearce miał zamknięte oczy.– Och, Andy – powiedział Hunter, po raz pierwszy zwracając się do niego po imieniu.Delikatnie pocałował Pearce’a w policzek obok ust, czując, jak ten sztywnieje.Kiedy pocałował go po raz drugi, w kącik ust, Pearce odsunął się nieco.Przez chwilę obaj stali nieruchomo.Wreszcie Pearce zrobił krok do tyłu, a ramiona Huntera opadły bezwładnie.– Przepraszam, sir – powiedział Pearce drżącym głosem.– Bardzo mi się pan podoba.Ale jednak nie mogę tego zrobić.Myślałem, że jeśli do tego dojdzie, to dam radę.Chciałem, przynajmniej chciałem chcieć, bo był pan dla mnie bardzo dobry i bardzo mi się pan podoba.Dałbym wszystko, żeby tylko móc to zrobić.– Z oka Pearce’a spłynęła łza.– Może zdołałbym to zrobić, gdybyśmy nie rozmawiali.wiesz.o nim.Choć między nami nic.Byliśmy tylko przyjaciółmi.Wiesz, jedynie przyjaciółmi.Ale zacząłem o nim myśleć, i to mnie rozłożyło.Przepraszam.– W porządku – powiedział Hunter, wyglądając przez okno.– Nie musisz przepraszać.To moja wina.Nie powinienem był zaczynać.– Nie chciałem nazwać cię „panem”.Tak mi się wymknęło.– Oczywiście, rozumiem.– Zachowałem się paskudnie.Aż do.aż do teraz powtarzałem sobie, że nie wiem, czego ode mnie chcesz.Ale teraz wiem.Wiedziałem cały czas.Wydałeś na mnie tyle pieniędzy, a ja nie dałem ci nic w zamian.– Ależ dałeś.Sama rozmowa z tobą była wspaniała.Nie myśl o tym w ten sposób.Było mi bardzo miło w twoim towarzystwie.A poza tym, mam mnóstwo pieniędzy.– Nie opowiem o tym nikomu.– Wiem.Jesteś bardzo.Nie zrobiłbyś niczego podobnego.– Gdybym z góry wiedział, że nie zdołam tego zrobić, to dałbym ci to jakoś do zrozumienia, nie przyszedłbym tutaj, nie skrzywdziłbym cię tak.– Wcale mnie nie skrzywdziłeś.Nie przejmuj się.Szeregowy-sygnalisto Pearce, wasze zachowanie było wzorowe pod każdym względem.Wasi przełożeni nie widzą w nim niczego nagannego.A teraz.napijmy się.Teraz chyba nie odmówisz?– Nie.Nie odmówię, Max.Poproszę o odrobinkę whisky, jeśli jest.– Jest.Za chwilkę wrócę.W kuchni, która była w zasadzie wysoką i pojemną szafą, Hunter pochylił się, oparł o zlew i kilkakrotnie odetchnął, głęboko, powoli, spokojnie.Potem nalał sobie i szybko wypił bardzo mocną whisky z wodą, przygotował następną taką samą i jedną normalną whisky z wodą, zaniósł obie szklanki do saloniku i wręczył tę bez wody Pearce’owi, który przysiadł na poręczy jednego ze skórzanych foteli.– Zdrowie – powiedział z uśmiechem Hunter.– Kochany Vince Lane nie żałuje whisky.Jest też bardzo dyskretny.Można by go nazwać gospodarzem idealnym.– Nie ma żadnego Vince’a Lane’a, prawda?– Na pewno ktoś nosi takie nazwisko, ale ten akurat osobnik jest wytworem mojej płodnej wyobraźni.Gdyby istniał, chyba nie przypadłby ci do gustu.Byłby jednym z tych facetów, którzy zawsze wiedzą wszystko, co chcą wiedzieć.Miły, ale bardzo poważny.Dobrze, że nie trafiliśmy na jego przyjęcie.Spotkalibyśmy strasznych ludzi.Mężczyzn, których życie duchowe ogranicza się do pewności siebie, i pyskate dziewczyny z cofniętymi podbródkami i naszyjnikami z pereł.– Czy nigdy nie lubiłeś dziewcząt?– Niespecjalnie.Ale wiem, do czego służą.Dzięki nim mężczyznom żyje się znacznie łatwiej.Zwłaszcza mężczyznom posiadającym choćby resztki poczucia humoru.Dziewczyna może zrobić z mężczyzny durnia, jednak zawsze wie on, że ktoś inny poradziłby sobie z nią.On po prostu jest dla niej zbyt brzydki albo zbyt stary, albo zbyt biedny, zbyt jakiś tam, lub niedostatecznie jakiś inny, i to jedynie źródło komizmu tej sytuacji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL