[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie, to już przesada, stwierdził; to wymagałoby udziału zbyt wielu ludzi.Na tę myśl przypomnia-ło mu się stare powiedzenie: „Dwie osoby potrafią docho-wać tajemnicy tylko wtedy, kiedy jedna z nich nie żyje".Był skłonny uwierzyć w zapewnienia władz, że wynala-zek Nichola jest nową i bardzo potrzebną szczepionką przeciwko gruźlicy; O czym więc kłamano? Zapewne o proble-mie z toksyną, o zanieczyszczeniu fiolek niezidentyfikowa-ną trującą substancją.Coś się nie zgadzało w tej historii.Phillip St Clair powiedział mu, że trucizna znaleziona w fiolkach to jeden z kilku związków badanych przez firmę farmaceutyczną pracującą nad nowymi lekami na raka, a zatem, jako substancja eksperymentalna, nie mógł być wymie-niony w żadnym z podręczników laboratoryjnych.Ale czy jedno z laboratoriów badających próbki pobrane od Keitha Taylora lub Trish Lyons nie powinno mimo wszystko wykryć w nich toksyny, nawet nieznanej?Tego Steven nie wiedział.Może było jej za mało, aby ją wychwycić.Może sprzęt do analiz jej nie rozpoznał i dlatego pominął ją w wynikach badań.Może fiolki były zanieczyszczone w różnym stopniu, przez co część dzieci dosta-ła większą dawkę toksyny niż reszta - choć akurat to wydawało się mało prawdopodobne.Gdyby agresywna infekcja Keitha Taylora została wywołana przez wysokie stężenie trucizny, laboratorium prawie na pewno odnalazłoby dowody jej obecności, a tak się nie stało.19213 - Biała śmierć19317Steven zadzwonił do oficera dyżurnego Inspektoratu i poprosił go, by sprawdził, czy laboratoria badające materiał pobrany od Trish Lyons i Keitha Taylora nie wykryły w próbkach związków toksycznych - zidentyfikowanych bądź nie.Odpowiedź uzyskał przed upływem godziny.Laboratoria szpitali w Carlisle i Edynburgu zgłosiły, że rutynowa analiza biochemiczna licznych próbek nie wykazała zawartości toksyn.Londyńskie laboratorium, gdzie trafiły próbki pobrane od Keitha Taylora podczas drugiej sekcji zwłok, również niczego nie wykryło, choć dysponowało najnowocześ-niejszym sprzętem.Ku przygnębieniu Stevena, wyniki badań były zgodne z jego oczekiwaniami.Wiedział, że gdyby któreś z laboratoriów stwierdziło obecność takiej czy innej toksyny w próbkach, do tej pory już by to zgłosiło.Skoro tak się nie sta-ło, nasuwało się oczywiste pytanie: jeśli St Clair Genomics znalazło toksynę w fiolkach ze szczepionką, dlaczego laboratoria nie wykryły jej u chorych? Mogło to wynikać z roz-padu trucizny w organizmie - niektóre toksyny pozostawa-ły przez to niewykryte - ale akurat na tym znał się słabo.Musi skonsultować się z ekspertami.Najpierw jednak zbie-rze więcej informacji o toksynie, która zanieczyściła fiolki.Phillip St Clair nie znał jej szczegółowego składu chemicz-nego; trzeba będzie zasięgnąć języka w Redmond Medical.Steven zadzwonił do Inspektoratu i poprosił, by skontakto-wali się z kimś z zarządu firmy.Zażyczył też sobie ogólnych informacji na temat St Clair i Redmond.- Jest sobota po południu - przypomniał dyżurny.-Pewnie trzeba będzie dzwonić do ludzi po domach.- Nie szkodzi.- A te ogólne informacje, kiedy ci będą potrzebne?- Już.- Proszę nie odchodzić od odbiornika.Steven uśmiechnął się na tę żartobliwą odpowiedź.Lubił luzaków.Dyżurny oddzwonił czterdzieści pięć minut później.- Przykro mi, wszyscy z zarządu Redmond wyjechali na weekend, ale udało mi się skontaktować z niejakim Gile-sem Duttonem.To kierownik obsługi technicznej.Mieszka w Moulden przy Lipton Rise 34.Uprzedziłem go, że za-dzwonisz.Steven zapisał numer telefonu.- Świetnie, dzięki.- Jean Roberts ma jakieś informacje o Redmond.Prześle ci je e-mailem.Pracuje w domu.- Jeszcze raz dziękuję.Steven miał wątpliwości, czy kierownik obsługi technicznej będzie w stanie powiedzieć mu cokolwiek o tajemni-czym czynniku toksycznym.Podejrzewał, że nie, ale ponieważ chwilowo i tak nie miał nic innego do roboty, a cenne informacje często uzyskiwał z najmniej spodziewanych źró-deł, zadzwonił do Duttona i spytał, czy mógłby go odwiedzić.- Jak pan chcesz - odparł mężczyzna.Nie takiej odpowiedzi Steven się spodziewał, ale potraktował ją jako „tak".Powiedział, że będzie w Moulden za parę godzin.194195- Dobra.Steven wyruszył w drogę bez większych nadziei.Dutton nie wydawał się zbyt zainteresowany rozmową z nim i nawet nie spytał, o co chodzi, ale Steven pocieszał się myślą, że przynajmniej coś robi.Był mile zaskoczony, kiedy drzwi ładnego białego domku przy Lipton Rise otworzyła sympa-tycznie wyglądająca kobieta.Zaprosiła go do środka.- Giles jest w oranżerii - powiedziała.- Proszę tędy.Steven przeszedł za nią przez salon, w którym unosiłsię silny zapach pasty do polerowania mebli, a potem przez drzwi balkonowe do oranżerii, gdzie dzięki nagrzanym słoń-cem szybom było o kilka stopni cieplej.W trzcinowym fotelu siedział mężczyzna o rzedniejących rudych włosach i bladej cerze, z okularami na nosie.Nogi opierał na małym podnóżku.Czytał gazetę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL