[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawyk punktualności wykształcił się u niego w ciągu 35-letniego życia z olbrzymią dokładnością.Robotnicy i specjaliści nie mogli bowiem zmieniać miejsca pracy.Istniała wprawdzie możliwość napisania podania do władz administracyjnych o zmianę miejsca zatrudnienia, było to jednakże bezcelowe.Podania na ogół pozostawały bez odpowiedzi, a na dodatek we wszystkich zakładach i fabrykach płace były takie same.Tego dnia -21 lipca - Michael wybrał się na spacer do jedynego w mieście parku.Gdy znalazł się poza bramą, ujrzał dziesiątki kopulujących par.Przy pobliskim drzewie siedział starzec z błogim uśmiechem wpatrujący się w niebo.- Co tu się dzieje? - spytał Michael.- To mesjasz miłości zszedł na Ziemię, by odkupić grzechy nasze, A to są jego apostołowie - wskazał kopulujące pary i przymknął powieki.- Tak, tak, to mesjasz.I wiesz, on nie znosi przeszczepów.Czas mijał nieubłaganie.Knocks patrzył na morze.Było spokojne.Równe i brudne jak jego życie.Czuł smród sunący od zatoki.To gniły ścieki, pośród których pływały ludzkie bebechy, niezdatne do niczego: kości, żyły, flaki, jelita.Wszystko gniło, ściągając nad zatokę tysiące owadów i sępów.Jeszcze cztery dni.Cztery dni „intensywnego życia” i koniec.Subtelna fala dźwięku omiecie obnażony umysł i stworzy następny materiał przeszczepowy.„Kto dostanie przeszczep? - myślał.- Jakiś zasrany polityk lub inżynier.Dostanie moje płuca, serce, nerki.Nie, nie chcę zdychać, nie chcę być pokarmem dla innych.Chcę żyć.Żyć.Żyć!!!Podczas ostatnich dwóch dni Knocks wiele zrozumiał.Robotnicy i konserwatorzy żyli, by zapewnić swym organom maksimum rozwoju.Stanowili wielką hodowlę.Ich narządy były najcenniejszym skarbem w dobie, gdy szalała choroba popromienna, rak i epidemia zawleczona z jakiejś tam planety.Powoli w jego umyśle zaczęła kiełkować nieśmiała myśl: „Uciec.Uciec przed siebie, przez rzekę, a potem do lasu.Drogę zagradzają automaty.A może ukryć się w mieście? Iść do jakiegoś burdelu lub usiąść na rogu i czekać, aż wyrośnie mi broda.Został mi tylko jeden dzień”.Włożył stare, podarte ubranie, podrapał się po centymetrowym zaroście, wypił jednym haustem pół butelki syntetycznej whisky i wyszedł z mieszkania.Wmieszał się w tłum.Przysiadł gdzieś na rogu i czekał.Do wyznaczonego terminu pozostały już tylko cztery godziny.Czekał.Myślał o życiu jakże nędznym, wypełnionym wódą, dziwkami i nudną pracą.Ale chciał żyć.Gorące pragnienie życia rozrywało niemal jego drżący umysł.Spojrzał na zegarek: dziesięć minut po terminie! „Właściwie mogli o mnie zapomnieć” - pomyślał.Popatrzył na niebo.W błękicie wiły się gęste, białe chmury, spośród których przeświecały promienie dalekiego słońca.Było ciepło.Ciepło jak wtedy, gdy matka zaprowadziła go do punktu ewidencyjnego.Miał siedem lat.Lekarz wystrzygł mu włosy na potylicy i wytatuował numer ewidencyjny.Następnie pożegnał się z matką.Pamiętał tylko jej smutne, duże oczy, w których na moment pojawiły się lśniące krople, Pamiętał szkołę, w której się znalazł.Pamiętał dni, podczas których uczono go zawodu i ideologii.Pamiętał przysięgę wierności wobec kontynentu.Pamiętał dzień, w którym oddał swoją część spermy do banku „narodu”.Był wtedy dumny.Pamiętał dzień, w którym zapisał się do organizacji.Miał wtedy dwadzieścia jeden lat.Pamiętał przysięgę dobrowolnej śmierci.Pamiętał, pamiętał.Pamiętał.Spojrzał w niebo.Zobaczył leniwie przesuwające się obłoki.Było ciepło.Jak wtedy.Nagle usłyszał:- No i co, Michaelu.Znaleźliśmy cię jednak.Szybko podniósł głowę i zobaczył nad sobą czystą, wypielęgnowaną twarz oficera służby medycznej.- Twoje zachowanie, Knocks, było irracjonalne.Przed nami nie można uciec.Knocks leżał w czystej, białej sali.Był nieruchomy.Usłyszał nad sobą monotonny glos:- Jak się czujesz.Michael.Bądź pełen optymizmu.Umierasz W służbie ludzkości.- Odpieprz się, skurwysynu!!!- Za chwilę umrzesz - powiedział „glos”.- Czy chcesz coś powiedzieć?- Tak.Jak mnie znaleźliście? - Czy pamiętasz badania kontrolne?- Tak.- A czy pamiętasz co ci wstrzykiwali?- Chyba astrabinę.- Zgadza się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL