[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co mówisz? Nawet nie zwróciłem uwagi!Umilkli.Roztrząsanie publiczne takich spraw nie leżało w zwyczajach dziewiątki.Obowiązywała ich tylko wierność talentom, żadna więcej.Nienawiść, miłość.to uczucia własne, prywatne, nie podlegające ocenie ani cenzurze grupy.Może jedna Baśka domyśliła się czegoś, ale i ona schowała swoją obserwację głęboko na dnie duszy.„Jeśli Stonoga zechce o tym porozmawiać.jeśli zechce.”Nie chciała.Biegła przez ulice, place, okrążała jakieś skwerki, dotykała dłonią chropowatej kory drzew, piła wodę z saturatora i nie miała najmniejszej ochoty na powrót do domu.Prośba Stolarka teraz dopiero wydała jej się wyrokiem.Przekreślała ukryte marzenia, gasiła zapał, sprawiała, że oczy jej zachodziły łzami, których nie mogła opanować.Właściwie nie myślała źle o Jance.Ona była tak odległa, mało ważna, nieistotna.Liczył się tylko Mirek i jego proszące, niepewne szare oczy.Jeszcze raz otarła zwiniętym kułakiem policzki.Łzy obsychały, burza cichła.Zostawał smutek i niepewność - dwa obce dotąd uczucia.W każdym razie niezupełnie poznane, oba trudne do akceptacji.Zjadła lody „Bambino”, których nie cierpiała od dziecka.Zjadła je tak, jak być może kiedyś największy filozof starożytności zjadł truciznę: prosto i z pełną świadomością sprawy.Po tych lodach zrobiło jej się zimno w żołądku.Niechętnie, ale zdecydowanie skierowała się w stronę domu.To nic, że w tym obłędnym bieganiu po mieście zawędrowała dość daleko.To nic.W tramwaju raz jeszcze przetrawiła prośbę Stolarka.Razem z lodami stanowiło to solidną porcję obiadową.„Od dziś on dla mnie umarł - postanowiła twardo.I zaraz się zawstydziła.- Jak na gniewną, to jestem stanowczo zbyt rozlazła! A Jance powtórzę! Tak.powtórzę słówko po słówku!”Na obiad był makaron z sosem i szarlotka.Przemek marudził dziś bardziej niż zwykle.Śliskie rurki zsuwały mu się z widelca, zanim zdążył donieść je do ust.- Mama! - zdenerwował się w końcu.- Ja nie będę jadł klusek, które nigdzie się nie kończą!Matka próbowała się uśmiechnąć, ale wyszło z tego tylko gorzkie skrzywienie warg.Była zmęczona pracą, staniem w kolejkach, zmęczona sobą, nieobecnością męża, dziećmi.- Trzeba małemu kupić buty - powiedziała do Stonogi.Dziewczynka leniwie grzebała w talerzu, wyławiając małe kawałeczki mięsa.Chyba nawet nie usłyszała.Patrzyła na matkę, ale widziała wyłącznie białą ścianę, rząd kolorowych talerzy nad zlewozmywakiem i ogromny wianek czosnku ukrywający gazową rurę.- Mówię do ciebie! - głos matki zabrzmiał niecierpliwie.Stonoga zatrzepotała rzęsami.- Co?- Nic.- Matka zacisnęła wargi w wąską linię.- Nic ważnego.Jak trening?Stonoga jak zahipnotyzowana wciąż wpatrywała się w czosnek.- Jaki trening? - Widelec z cichym dźwiękiem dziabnął w pusty talerz.- My się chyba nigdy nie dogadamy - powiedziała matka wstając.- W ogóle nie słuchasz, co się do ciebie mówi.- Ależ słucham! Tylko.zamyśliłam się.Stonoga zebrała brudne naczynia i odniosła do zlewozmywaka.Przemek podśpiewywał coś sobie nad porcją szarlotki.Matce stygła herbata zaparzona chyba z połowy paczki.Tylko taką lubiła: czystą esencję z kroplą wody.„A Janka? Co powie? - myślała Stonoga, zmywając gąbką talerz.Strumień ciepłej wody ciurkał uśmierzająco.- Co ja bym powiedziała na jej miejscu?”List od ojca wyjaśniał wszystko: prace przy budowie drogi przeciągną się.W tej sytuacji nie wiadomo, czy kierownictwo budowy puści do kraju kogokolwiek nawet na święta Bożego Narodzenia.Są do tyłu z planem, a to niedobrze, bo kontrahent wymagający.Muszą nadgonić.Całuje, ściska, paczka przez okazję w drodze.Aha, jeszcze jedno - niech się Stonoga nie martwi tróją z matematyki, ale - o ile to możliwe - niech podciągnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL