[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lauren nagle zorientowała się, że stoi mocno przytulona do doskonale zbudowanego i niekompletnie odzianego osobnika płci męskiej.Niezbyt długa koszula nocna, sięgająca zaledwie do połowy ud, chroniła ją od bezpośredniego kontaktu z jego ciałem, ale czuła, jak włosy na jego nogach łaskoczą jej udo.– Cóż – stwierdziła drżącym głosem, usiłując bez większego rezultatu uwolnić się z mocnego uchwytu Jordana.– To chyba nie był twój podróżny budzik.Teraz, kiedy już zdała sobie sprawę z tego, że nie znajduje się w środku eksplozji, usiłowała uspokoić się, ale jej serce ciągle mocno biło.Pomyślała, że pewnie nie uda się jej uspokoić, dopóki tak będzie stała – poufale przytulona do obejmującego ją mężczyzny.Nagle jej wzrok padł na prawą rękę Jordana.– Skąd to masz? – zapytała, wskazując pistolet.– Przywiozłem ze sobą – odparł, wciąż patrząc przez okno.– Czy to nie jest nielegalne?– Niekoniecznie.– Nie zadeklarowałeś go.– Nie.– Więc to nielegalne.– Tylko wtedy, jeśli cię złapią.– Ciekawa logika – wymruczała.Wyglądało na to, że Jordan nie ma najmniejszego zamiaru uwolnić ją z uścisku.– Czy możesz mnie puścić? – zapytała spokojnym głosem.Spojrzał na nią zaskoczony.Dopiero teraz zauważył, jak mocno przyciska ją do siebie i że żadne z nich nie ma na sobie zbyt wiele ubrania.Odskoczył, jakby nagle się poparzył.– Hej, moja pani – wyciągnął rozpostartą dłoń, jakby chciał ją uspokoić.– To ty rzuciłaś się w moje objęcia, pamiętaj.– Wiem, o nic cię nie oskarżam – urwała.– Naprawdę się wystraszyłam.– Ja też – odparł, podchodząc do swojego łóżka i podnosząc rzuconą tam parę spodni.Odłożył pistolet, stanął tyłem do Lauren, wciągnął spodnie, zapiął je i dopiero wówczas odwrócił się twarzą do niej.– Nie sądziłam, że tacy ludzie jak ty boją się czegokolwiek – zauważyła.– Ludzie tacy jak ja – powtórzył spokojnym głosem – są tak samo ludzcy jak wszyscy inni.Czujemy, myślimy, odczuwamy ból, kiedy jesteśmy ranni i krwawimy jak wszyscy śmiertelnicy.Stali patrząc na siebie i Lauren nie wiedziała, co powiedzieć.Może sprawiła to niezwykła pobudka, może wczesna pora? Nie wiedziała.Ale jednak coś się między nimi zmieniło.Pojawiło się napięcie, którego przedtem nie było.Nie rozumiała go.skąd przyszło, dlaczego.ale czuła jego obecność.Lauren cichutko podreptała do niego i położyła dłonie na jego nagiej piersi.– Nie chciałam powiedzieć, że uważam cię za kogoś, kto nie odczuwa jak normalny człowiek.– Nie?Potrząsnęła głową.Jego twarz była twarda i bez wyrazu, ale nagle w głębi oczu pojawił się na chwilę błysk wzruszenia – a może bólu? – i natychmiast znikł.Gdyby nie stała tak blisko, nie dostrzegłaby tego.Nigdy przedtem Lauren nie czuła takiej potrzeby pocieszania kogoś.Zapomniała, że ten człowiek posiadał silne poczucie niezależności, że był samotnikiem, toczącym własne wojny, i nieodmiennie zwycięskim.Ujrzała nagle przelotny obraz chłopca, który bardzo wcześnie nauczył się gorzkiej prawdy: życie nie zawsze zapewnia happy end.Wspięła się na place i delikatnie musnęła ustami jego wargi, pragnąc przekazać mu, że rozumie, że nie stara się oceniać ani jego, ani życia, jakie prowadzi.Uniosła ramiona i otoczyła nimi jego szyję.Jordan, oszołomiony jej niezwykłym zachowaniem, nie wiedział, jak ma zareagować.Do licha, cóż ona sobie myśli? Że pocałunek załagodzi wszystko.jak dzieciak, który myśli, że mamusia da buzi i wszystko przejdzie.Cokolwiek jednak nią kierowało, nie potrafił pozostać obojętny na jej czułość.Oplótł ją ramionami, odpowiadając na ten dziecięcy pocałunek z gwałtownością, która zaskoczyła ich oboje.Przejął inicjatywę, ucząc ją, jak rozchylić wargi na przyjęcie jego ust.Poczuł raczej, niż usłyszał cichy spazm, ale zbyt był pochłonięty smakiem jej ust, by zauważyć wyraz zaskoczenia w jej szeroko otwartych oczach.Trzymanie jej w ramionach było cudownym doświadczeniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL