[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Alicja zgięła się i puściła pędem przed siebie.Było już widać pierwsze drzewa.Wiązka z blastera przecięła niebieskawe powietrze świtu.– Trzymać ją! – krzyknął pirat.Alicja dosłownie każdym nerwem czuła, jak znów do niej celuje.Nie wytrzymała i przykucnęła.Ale wystrzał nie nastąpił – zamiast niego dobiegły ją straszliwe przekleństwa.Zerwawszy się na równe nogi, Alicja spojrzała za siebie.Okazało się, że pirat w pośpiechu nie popatrzył pod nogi, potknął się i runął jak długi na podwórze – w górze sterczały tylko czarne buciory.Dziesięć minut później Alicja wraz z Rrrr przeprawili się przez mały strumień i skrywszy się w zwartym gąszczu, padli prawie bez tchu na miękki, wysoki mech.– Teraz możemy przespać się parę godzin – powiedział Rrrr.– Tu nas nikt nie znajdzie.Nie bój się, Alicjo, obudzę cię.– A daleko stąd do kosmodromu?– Godzina drogi.DRAMATYCZNE WYDARZENIA NA KOSMODROMIE– Wasza ekscelencjo – obudził Paszkę głos Mmmm – czas wstawać, zaraz przybędzie kuter.Statek „Arystoteles” wszedł już na orbitę naszej planety.W pierwszym odruchu Paszka o mało się nie zerwał – na szczęście jednak zdążył przypomnieć sobie, że śpi bez peruki i ciemnych okularów, a szczudła leżą pod łóżkiem.Naciągnął kołdrę na głowę i krzyknął z oburzeniem przez wąską szczelinę:– To być oburzające! Ja, cudzoziemska kobieta, nie być ubrana, odpoczywam z obnażona głowa, a mężczyzna chodzi po moja mieszkanie.Precz stąd!– Proszę wybaczyć – Paszka widział, jak Mmmm cofa się ku drzwiom.– Pukałem, ale pani się nie odzywała.– Zamknij za sobą drzwi, prostaku – zakończył Paszka swój monolog.– Żebym pana więcej nie widziała.Zza drzwi doleciał drżący głos:– Ale wstać i tak trzeba, koniecznie.Za przeproszeniem łaskawej pani.– Dobrze, już wstaję.Lepiej by się pan zatroszczył o śniadanie.Paszka umył się szybko, doprowadził się do porządku.Potem pozwolił Brastakaninowi przynieść śniadanie.– Jak tam reszta, gotowi? – spytał, podczas gdy Mmmm, stojąc na tylnych łapkach, rozstawiał na stoliku filiżanki i talerzyki.– Wszystko w porządku, łaskawa pani – powiedział Mmmm.– Bardzo to pochlebne, że sama królowa piratów obdarzyła panią swoimi względami.Kazała dostarczyć pani szkatułkę z kosztownościami.Postawiłem ją na stoliku przy łóżku.– Ach tak, szkatułka – Paszka rzucił na nią okiem, ale nie otwierał, zamiast tego spytał: – Jak się miewa moja sąsiadka? Mam nadzieję, że nic się jej nie stało.Szkoda by było, to taka miłą dziewczynka.– Nie ma w niej nic miłego – odparł Mmmm.– Wielkie stworzenie, poza tym służy obcej sprawie.– Wszystko z nią w porządku?– A co? Coś pani wiadomo?– Co może być mi wiadomo, skoro spałam?– No więc proszę o tym nie myśleć – rozległ się głos Krysa.Wszedł do pokoju, poskrzypując skórzanym uniformem, odtrącił butem Mmmm i siadł w fotelu.– Pospiesz się, Pilagejko – powiedział, rozciągając w uśmiechu cienkie jak nitki wargi.– Pamiętasz naszą wczorajszą rozmowę?– Pamiętam, pamiętam – Paszka omal nie udławił się grzanką.– Wy mnie, ja – wam.– Tylko nie zrób kawału.W razie czego Ziemianie zabiorą ci na statku wszystkie kosztowności.A co do nas, moja droga, to piraci kosmiczni mają bardzo długie ręce.Osobiście się zgłoszę do ciebie i uduszę.Mnie nie można pokonać, ponieważ jestem usposobieniem zła.Dobro bez zła nie może istnieć, musi przecież być skala porównawcza.– I po co te groźby? – spytał Paszka.– Czy nie lepiej dogadać się po przyjacielsku?– Po przyjacielsku nie wolno.Absolutnie wykluczone.Nie ma przyjaciół w naszym zawodzie.Chodźmy.Paszka wziął swoje rzeczy oraz torbę Alicji.Krys uważnie go obserwował, zmrużywszy białe oczy bez rzęs.– Czego się łapiesz za cudze? – zapytał cicho.– Myślisz, że ją jeszcze spotkasz? Nic z tego.I tak ją złapiemy.Paszka omal nie wyciął hołubca z radości – złapiemy! A więc Alicja uciekła!– Nie za cudze – powiedział starając się ukryć uśmiech.– Po prostu mam nadzieję.– Że co?– Że ją złapiecie.Po co jej wtedy torba? A mnie się przyda.Rozumiesz, piracie?– Poważnie mówisz?– Łap, co ci samo wpada w ręce.Nikomu nie ufaj, obchodź się bez przyjaciół.To moja dewiza – oświadczył Paszka.– To ci baba! – ucieszył się Krys.– No, nie spodziewałem się po zwykłej turystce.Chociaż u mojej mamy służył żołnierz Ducz, taki wąsacz, widziałaś go.Pracował niegdyś jako bibliotekarz.Zawód raczej spokojny.A u nas miał opinię pierwszego zabijaki.– Dlaczego miał?– Pilnował Alicji.I nie upilnował.– I co?– I nic, nie zadawaj zbędnych pytań, bo się prędko zestarzejesz i stracisz swą nieziemską urodę.Paszka z torbami w rękach pokuśtykał do drzwi.– Zaczekajże, całkiem zbzikowałaś.Gonisz za kopiejką, a tracisz tonę złota.Rozejrzyj się, niczego nie zapomniałaś?– Nie, mam wszystko – odparł Paszka.– Zastanawiasz mnie – powiedział Krys.– A szkatułkę z klejnotami ja mam za tobą nosić?– Ach, skleroza, skleroza – puknął się w głowę Paszka.– O mało nie zapomniałam o najważniejszym!Wrócił, włożył szkatułkę – podarunek pirackiej mamy do swojej torby.Klął w duchu sam siebie – agenci wywiadu zawsze wpadają na drobiazgach.Paszkę odwieziono na kosmodrom państwowym rydwanem.Nasępiony Krys siedział obok i zrzędził:– Ach, te dziwactwa mamy.Wyszlibyśmy w Kosmos, zaatakowali liniowiec abordażem bez tych ceregieli.Najbardziej nie znoszę ceregieli.– A może liniowiec jest uzbrojony? – wtrącił szybko Paszka.– Powinny być na nim lasery i wyrzutnie meteorytów.– Nie zważaj na mnie, po prostu myślę głośno.Tak czy inaczej mama mi nie powierzy naszego statku, choć prawnie należy on do mnie.Boi się, że dam na nim drapaka razem ze wszystkimi skarbami.Nie wyobrażasz sobie, jaka ona jest podejrzliwa.– Wyobrażam sobie – rzekł na to Paszka.– Jeszcze jak.Sądzi po sobie.Pojazd zatrzymał się na skraju pola, przed budynkiem dworca kosmicznego.Kryło się tam w cieniu kilku piratów.– Schowajcie się, do licha! – krzyknął na nich Krys.– Nie demaskować się!– Przecież jeszcze nikogo nie ma, książę.– Jak już was zobaczą, będzie za późno.Mogą obserwować z góry.Piraci burcząc pod nosem weszli do budynku.I w samą porę.Nad polem zniżał się powoli automatyczny kuter.Paszka spojrzał na Krysa.I znów nie udało mu się uchwycić momentu, gdy pirat zniknął.Zamiast niego stała obok Alicja w różowej sukience z kwiatkiem w ręku.– Daj mi torbę – powiedziała.– Ona nie jest twoja, tylko prawdziwej Alicji.– Gadaj zdrów!Paszka nie spierał się dłużej.A niech niesie.Nie spuszczał oka z kutra.Żeby choć ktokolwiek nim przyleciał.– Idziemy – powiedział Krys i pierwszy wyszedł na zalane słońcem pole
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL