[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie, nie wspominałaś.Porozmawiam z Treadwellami izostawimy tu tę biedaczkę.- Dziękuję, ojcze.- Elizabeth pochyliła się, żeby obetrzeć jeden zjej lawendowych półbucików.- A teraz wyślij kogoś na górę poostatni kufer i możemy ruszać.Pan Higganbotham zmarszczył czoło.- Jeszcze jeden? Naprawdę nie mam pojęcia, jak go zmieścimyw powozie.- Nie zmieścicie - orzekł krótko Gregor.- Chambers twierdzi, żepowóz już jest przeładowany.- Wspaniale - mruknął ziemianin.Tymczasem jego córka kilka razy kaszlnęła, po czympowiedziała:- Proszę wybaczyć, panno West, ale skoro nie ma miejsca namój kufer w powozie pani Bloom, może pani wzięłaby go doswojego?Venetia zamrugała.- Do mojego? Ale.- Poda nam pani swój londyński adres i po przyjeździe papapośle po kufer kogoś ze służby.Pan Higganbotham pojaśniał.- Toż to wspaniały pomysł! Bardzo proszę, panno West, niechsię pani zgodzi.- Ależ nie ma problemu, tylko że może minąć kilka tygodni,zanim wrócę do Londynu.- Och, to żaden kłopot - zapewniła panna Higganbotham.- I bardzo pani dziękuję.Wiedziałam, że mogę na panią liczyć.Było coś zastanawiającego w sposobie mówienia młodejdziewczyny, jednak Venetia nie umiała pojąć, co się za tym kryje.- Czas ruszać w drogę - oświadczył pan Higganbotham.- Pani Bloom już siedzi w powozie.Elizabeth, czekaliśmy tylkona ciebie.Gregor spojrzał na Venetię pytająco, a ona w odpowiedziskinęła głową.- Ja też jestem gotowa.I po chwili ona, Ravenscroft oraz panna Platt siedzieli wpowozie Ravenscrofta, a Gregor na koniu czekał obok naChambersa i pana Treadwella, którzy poszli po kufer pannyHigganbotham.Tymczasem pan Higganbotham odprowadzał córkę doimponującego powozu pani Bloom.Dziewczyna jednak przed samym wejściem rozkaszlała się ikiedy przestała, oświadczyła:- Chyba będę spała całą drogę.Ale, och, zapomniałamrękawiczek.- Z zaskakującą żywotnością odwróciła się od powozu.- Zaraz wracam! - zawołała i pobiegła do zajazdu.Jej ojciec pokręcił głową.- Straszny z niej roztrzepaniec.- Młodzi tacy są - stwierdziła pani Bloom, spoglądając gniewniena pannę Platt.- Mimo to mam nadzieję, że nie będziemy musielidługo czekać na pańską córkę, bo.- Eh! - zawołał pan Higganbotham z satysfakcja w głosie.- Już wraca.I rzeczywiście panna Higganbotham biegła przez poznaczonykałużami dziedziniec, przytrzymując kaptur płaszczaręką osłoniętą rękawiczką.Wskoczywszy do powozu, zajęłamiejsce w jego najodleglejszym kącie.Pan Higganbotłiam odsunął się, umożliwiając woźnicy złożenieschodków i zamknięcie drzwi.Pani Bloom wychyliła się z okna.- Panno West, panie West, lordzie MacLean, mam nadzieję, źespotkańiy się w Londynie.W odpowiedzi Venetia, wbrew temu, co myślała, skinęła głową.Ravenscroft, który chyba zapomniał, że po przyjeździe do stolicyczeka go pojedynek, odkrzyknął, że na pewno się spotkają, aGregor tylko się ukłonił.Potem powóz pani Bloom z głośnym skrzypieniem ruszył zmiejsca i po chwili znikł z widoku.Niewiele później na dziedziniecwyszli Chambers i pan Treadwell, dźwigający ciężki kufer.- Dobry Boże - zakrzyknął Gregor, widząc, że obaj mężczyźninieźle się pocą, żeby donieść kufer do powozu.- Co ta kobieta tamnawsadzała?- Nie mam pojęcia - wycharczał Chambers.- Ale myślimy, żepewnie cegły.- Albo sztabki złota - wysapał pan Treadwell.W końcu kufer znalazł się na tyle powozu i ten także ruszył wdrogę, a za nim Gregor na koniu, szczęśliwy, że nie musi siedzieć wśrodku z resztą towarzystwa.I słusznie się cieszył, bo choć Ravenscroft od razu wbił się w kątpowozu, udając, że śpi, aby uniknąć rozmowy z panną Platt, ta i taknie dała się tym zrazić i kiedy tylko powóz zaczął się toczyć,rozpoczęła radosną opowieść o wszystkim, co się wydarzyło domomentu wyjazdu.Venetia przysłuchiwała się tej radosnej paplaninie z sercempełnym niepokoju o to, czy zdoła dotrzeć do domu babki, niedusząc swojej rozgadanej towarzyszki.Rozdział 17Och, moje dziewuszki! To bardzo ważne, abyście umiaływyjaśnić, o co wam chodzi- To największy podarunek, jakimożecie sprawić swoim najbliższym i tym, których kochacie.STARA KOBIETA NORA ZNAD JEZIORA LOMONDPEWNEGO CHŁODNEGO WIECZORA DO SWOICHTRZECH MAŁYCH WNUCZEKGregor zmusił konia do przejścia w kłus.Czuł się wspaniale,siedząc na końskim grzbiecie i wdychając chłodne i wilgotnepowietrze przesiąknięte wonią mokrej ziemi.Gałęzie drzew nadjego głową szemrały cicho.Bardzo żałował, że Venetia nie zabrałaze sobą stroju do konnej jazdy, bo gdyby teraz mu towarzyszyła,byłaby zachwycona.Uwielbiała takie właśnie przejażdżki.Potrafił wyobrazić sobie przyjaciółkę, jak jedzie przed nim zpółuśmiechem na twarzy, jak się ogląda na niego przez ramię.Uśmiechnął się na to wyobrażenie i był to jego pierwszyuśmiech od rozmowy w kuchni z poprzedniego dnia.Obejrzał się na powóz, który toczył się za nim w dość wolnymtempie, bo Chambers starał się omijać większe występy i głębszekałuże.Niemniej nawet z tej odległości słyszał głos panny Platt,która ani przez chwilę nie przestawała trajkotać.Pewnie Venetia iRavenscroft nie zniosą tego i w końcu ją zamordują, nim jeszczedotrą do domu babki Venetii.Skórzane zasłonki w oknach powozu były podwinięte
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL