[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szybko przebiegł w myślach listę restauracji, w których umawiał się z klientami, nie z rodziną.- Cafe Pasta - powiedział z namysłem.- Albo Art Deco?- Dobrze, ale pod warunkiem że ty też będziesz jadł kiełbaski, byśmy oboje pachnieli czosnkiem.Znowu stała blisko, patrzyła na niego z uśmiechem i tym razem wyczuł odpowiednią chwilę, dotknął jej policzka, pochylił się i pocałował ją lekko, tak lekko, że właściwie nie był to pocałunek, raczej pieszczotliwe muśnięcie.I znowu, nieco dłużej, ciągle suchymi wargami.I trzeci raz, kiedy objął ją w talii, a jej usta przywarły do jego warg, wilgotne i ciepłe.Potem spojrzeli na siebie, już bez uśmiechu.- I kto tu kogo nagina - odezwała się Cindy.- Na pewno mówisz to wszystkim klientom.- Jutro, kiedy zamkniemy transakcję, nie będziesz już klientem.Poza tym właściwie nigdy nim nie byłeś.raczej nabywcą.- A kim będę w Cafe Pasta?- Znajomym dżentelmenem.To mu się spodobało.- Kiedy? - spytała.- To nie ja jestem rozrywany towarzysko.- Jutro wieczorem?- Do tego czasu nie nareperuję prysznica.- Możesz skorzystać z mojego.Zaskoczyła go.Zabrzmiało to jak zaproszenie i nie pasowało do tego, co sądził o romansach.- Nie - powiedział, nieco zbyt ostro.- Dziękuję, ale umówmy się na piątek.Zgoda?- Jeśli to ma być piątek, trzeba zrobić rezerwację.- To ty masz telefon.- Chętnie.Ruszyła do wyjścia.Już na schodach rzuciła:- Nawiasem mówiąc, kiedy zaproponowałam ci prysznic, nie miałam na myśli nic poza nim.Nie jestem taką dziewczyną.- To dobrze, bo ja nie jestem takim facetem.- Wiem - zgodziła się.Takim tonem, jakby się jej to podobało.Może jednak nie szuka pawiana.Przy drzwiach zatrzymała się i wyciągnęła rękę.- Nie odprowadzaj mnie do samochodu.Chciałabym cię znowu pocałować, a nie trzeba, żeby sąsiedzi plotkowali.- Dobrze.Do zobaczenia rano.- Przyjdź do mojego biura.Razem pojedziemy do prawnika.Kancelaria jest w centrum i trudno znaleźć jedno miejsce do parkowania, a co dopiero dwa.- Za kwadrans dziewiąta.- Interesy z tobą to przyjemność - rzuciła z uśmiechem.Stał w otwartych drzwiach i przyglądał się, jak wsiada do samochodu, uruchamia go i odjeżdża.A potem stał jeszcze przez chwilę, tak sobie.Rozdział szóstyLemoniadaPonieważ nie miał pozwolenia na budowę ani tytułu własności domu, nie mógł już bezkarnie wykonać żadnej pracy.Nie zamierzał siedzieć w domu przez wieczór, a nie miał dokąd pójść.Już dawno doszedł do wniosku, że filmy i książki są albo głupie, a wtedy marnował czas, albo miały moc uwalniania emocji, których nie chciał przeżywać.Jedynie praca go zajmowała.Skoro nie mógł robić nic w domu, pozostawało podwórko.W Karolinie Północnej wszystko, co można kosić, staje się trawnikiem, a zatem pod wybujałymi chwastami znajdował się trawnik, który tylko czekał, żeby go odkryć.Don musiał połączyć wszystkie przedłużacze, żeby wynieść Pożeracza Chwastów na dwór.Nie było szans, by przenieść go na tyły domu, ale od frontu też miał co robić.Może powinien kupić kosiarkę na benzynę, ale nie lubił wozić ze sobą niczego łatwopalnego.Kiedy skończył z frontowym i bocznym trawnikiem, ociekał potem i był cały oblepiony strzępkami chwastów.Na niektóre był chyba uczulony, bo wszystko go swędziało.Świetnie się urządziłem, pomyślał, zwłaszcza że prysznic nie działa.Zwinął kabel i zaniósł kosiarkę do domu.Po drodze usiłował rozstrzygnąć, czy ma się umyć i znowu ubrać się w brudne rzeczy, czy też zrobić pranie, nie myjąc się.Zaczynało się zmierzchać, kiedy zamknął frontowe drzwi i ruszył do furgonetki.- Hej! Panie robotniku!To znowu ta biała staruszka z naprzeciwko.Stała za płotem i trzymała talerz przykryty serwetką w kratę.- Chodź tutaj! - rozkazała.Posłusznie podszedł do płotu.Ściągnęła ściereczkę teatralnym gestem.Pod nią znajdował się bochenek świeżo upieczonego chleba; choć Don był bardziej spragniony, niż głodny, a upał nie pozwalał myśleć o żadnym gorącym posiłku, nie mógł się oprzeć smakowitej woni.- Nie wiem, dlaczego tak lubię ten zapach - wyznał.- Moja matka nigdy nie piekła chleba.- Jezus powiedział, żebyśmy nie żyli samym chlebem, ale my chętnie byśmy spróbowały.Mamy też gulasz.Wiem, jest za gorąco, żebyś miał na niego ochotę, ale chłop musi jeść.I zrobiłyśmy lemoniadę.- Nie mogę siąść do stołu.W domu nie ma jeszcze wody, a ja jestem brudny jak parobek.- Jadałam już z parobkami.Nie masz się czego wstydzić.Nie kłóć się ze mną, młodzieńcze.Widziałam, że zamknąłeś drzwi, więc nie możesz powiedzieć, żeś nie skończył roboty na ten dzień.- Nie chciałbym przeszkadzać.Omal nie powiedział jej, że musi zrobić pranie.Pewnie wyrwałaby mu ubranie z rąk i uparła się, że sama je upierze.Uniosła brew z powątpiewaniem.- Widzę, że jesteś głodny, więc czego się boisz? Że cię zagadamy na śmierć? Może i tak, ale nie każemy ci odpowiadać, więc możesz po prostu jeść i nie zwracać na nas najmniejszej uwagi.Jesteśmy do tego przyzwyczajone, bo same już się nie słuchamy.Roześmiał się wbrew sobie, choć ze wszystkich sił starał się z uprzejmości zachować poważny wyraz twarzy.- No widzisz - powiedziała z satysfakcją.- Poza tym, skoro nie masz w domu wody, pewnie cholernie chce ci się siusiu.Na to nie było już odpowiedzi i dobrze o tym wiedziała.Odwróciła się i ruszyła raźnym krokiem; była w połowie drogi, kiedy przeskoczył przez płot.- Przepraszam - zawołał za nią - ale wejdę od tyłu, żeby nie nanieść brudu!- Otworzę drzwi, zanim dojdziesz, chyba że będziesz biec - rzuciła przez ramię.Chleb pachniał apetycznie, ale zapachy w kuchni były tak upajające, że powinny być nielegalne.Czarna kobieta - panni Judy? - pociła cię nad piecykiem; ale uśmiechnęła się na widok Dona, choć nie miała wolnej ręki, żeby go pozdrowić.- Nie chciałbym robić kłopotu - powiedział.- I tak zamierzałyśmy zjeść obiad, choćby nie wiem co.I musimy same gotować, więc nic się nie stało.Idź no umyć ręce, chłopcze, i twarz też.Kiedy zobaczył czyściutkie ręczniki dla gości, nie pozostało mu nic innego, jak tylko wyszorować się porządnie z obawy, że zostawi brudne ślady na nieskazitelnej bieli.A skoro już był w łazience, skorzystał z zaproszenia do toalety.Dziwne, że pierwszy pocałunek od rozstania z żoną miał miejsce w łazience, podczas sprawdzania urządzeń sanitarnych.W łazience starszych pań mogłoby być nawet romantycznie; tamta w ogóle nie powinna istnieć.Ale niezbadane są drogi miłości.gdzieś to przeczytał.Może w jednej z tych książek, których w ogóle nie powinien brać do ręki.Kiedy wyszedł, w kuchni nie było żywej duszy, a garnki i patelnie stały puste.Wytarł dobrze buty na ganku, lecz nadal wahał się przed wejściem do salonu, wyłożonego dywanami i pełnego mebli obitych pluszem.- Nie wstydź się - odezwała się biała staruszka, nalewając lemoniadę ze srebrnego dzbanka pokrytego drobniutkimi kropelkami.- Naniosę trawy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL