[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagrania wideo z obrad Rady Bezpieczeństwa i Zgromadzenia Ogólnego.Informacje o statusie eksterytorialnym.Listę traktatów międzynarodowych.Układ o minach lądowych.Była też baza danych o kursach treningowych dla żołnierzy sił pokojowych.Ba, była nawet lista symboli dokumentów ONZ, sama opisana skrótem: UN–I–QUE od UN Info Ouest.— Mam nadzieję, że Bob Herbert ma więcej szczęścia — powiedział.— Nie znalazłem ani jednej mapy.— Być może zakazano ich publikowania ze względów bezpieczeństwa? — podsunęła Sandra DeVonne.W Iglicy ta śliczna Murzynka specjalizowała się w wywiadzie geograficznym, który służył dziś nie tylko planowaniu misji rozpoznawczych, lecz także do programowania inteligentnych pocisków manewrujących.— Gdyby dokładne plany były powszechnie dostępne, można byłoby, na przykład, zaplanować i przeprowadzić atak rakietowy, nie ruszając się nawet z miejsca.— Wiesz, na tym właśnie polega dziś problem bezpieczeństwa — wtrącił Grey.— Można zafundować sobie najlepsze i najdroższe zabezpieczenia przeciwko terrorystom, lecz nim nie broni się przed staroświeckimi metodami.Wariat z plastikowym nożem albo damską spinką do kapelusza zawsze może złapać stewardesę i porwać samolot.— Co nie oznacza, że należy im tę zabawę ułatwiać — zaprotestowała DeVonne.— Oczywiście, że nie.Tylko nie oszukujmy się, że te zabezpieczenia mają jakiekolwiek praktyczne znaczenie.Terroryści nadal lecą sobie spokojnie tam, gdzie chcą dolecieć, a zdecydowany zamachowiec ciągle jest w stanie przedostać się w pobliże znanego polityka.Zadzwonił telefon.Podoficer dyżurny odebrał rozmowę, po czym wezwał Augusta.Pułkownik natychmiast wziął od niego słuchawkę.Po wyjściu z sali gotowości, w przypadku otrzymania pozwolenia na akcję, żołnierze Iglicy mieli korzystać wyłącznie z przenośnych telefonów satelitarnych TAC–SAT, w bazie używali jednak zabezpieczonej linii.— Pułkownik August.— Brett, tu Mike.— Przy świadkach oficerowie przestrzegali form, w rozmowach prywatnych byli jednak przyjaciółmi, znającymi się od dziecka.— Wchodzicie do akcji.— Rozumiem, wchodzimy do akcji.— Spojrzał na żołnierzy.Już wstawali z krzeseł i zbierali ekwipunek.— Szczegóły misji przekażę wam, kiedy przylecicie na miejsce.— Do zobaczenia za pół godziny — odparł August i odłożył słuchawkę.W niespełna trzy minuty później żołnierze Iglicy zapinali pasy w hałaśliwym helikopterze, szykującym się do lotu do Andrews.Pułkownik August zastanawiał się podczas startu nad pewną niepokojącą anomalią.Zwykle szczegóły misji przekazywano do komputerów maszyny przez bezpieczny modem łączności ziemia–powietrze.Oszczędzało to czas i dawało żołnierzom coś do roboty podczas lotu.Tymczasem Rodgers powiedział, że przekaże je na miejscu.Jeśli oznaczało to to, co jego zdaniem oznaczało, wieczór miał być bardziej interesujący i niezwykły niż się spodziewał.15u Nowy Jork, sobota 22.08Kiedy młode skrzypaczki weszły do sali Rady Bezpieczeństwa, zebrały się za stołem w kształcie podkowy, stojącym na głównym poziomie pomieszczenia.Czekała już na nich pani Dorn, ich opiekunka.Ta dwudziestosześcioletnia dziewczyna poprzedniego wieczoru dała recital w Waszyngtonie, po czym następnego dnia przyleciała do Nowego Jorku.Właśnie przeglądała partyturę, kiedy do jednego z zasłoniętych okien podeszła Harleigh Hood.Wyjrzała na pogrążającą się w mroku rzekę i uśmiechnęła, widząc błyszczące światełka.Jaskrawe i kolorowe, przypominały jej nuty.Ciekawe, pomyślała, dlaczego zapisów nutowych nie drukuje się w kolorze, każda oktawa innej barwy.Słysząc dziwne odgłosy na korytarzu odwróciła się, puszczając zasłonę.W chwilę później podwójne drzwi po północnej stronie sali otworzyły się z trzaskiem i do środka wpadli zamaskowani mężczyźni.Delegaci i ich goście nie poruszyli się; stali jak wmurowani.Zareagowała tylko pani Dorn – natychmiast stanęła między napastnikami i dziećmi, jakby zamierzała ich bronić.Zamaskowani mężczyźni byli jednak zbyt zajęci, by zwrócić na nią uwagę.Rozstawili się po bokach sali, okrążając delegatów.Żaden nie powiedział ani słowa, póki jeden z nich nie złapał któregoś z delegatów i odciągnął go na bok.Ten mężczyzna, który został im wcześniej przedstawiony jak wszyscy inni, Szwed – Harleigh nie pamiętała jego nazwiska – powiedział potem głośno, że nikomu nic się nie stanie, jeśli wszyscy będą się zachowywać cicho i bez zwłoki wykonywać polecenia.Dziewczynki jednak nie przekonał.Kołnierzyk koszuli już miał przepocony, cały czas biegał oczami dookoła, jakby szukał drogi ucieczki.Potem napastnik coś mu powiedział, wręczył także papier i długopis.Usiedli przy stole.Dwaj inni tymczasem sprawdzali okna, otwierali drzwi do bocznych pomieszczeń, a potem ustawili się pod ścianami.Kiedy jeden z nich zatrzymał się przy oknie, przy którym stała, Harleigh z wysiłkiem opanowała chęć odezwania się do niego.Chciała go spytać, co tu właściwie robi? Ojciec tłumaczył jej, że rozsądne pytanie zadane spokojnym głosem bardzo rzadko wywołuje gniewną odpowiedź.Tylko że czuła ostry zapach spalonego prochu – bo to był chyba proch – a jego źródłem była broń tego człowieka.A na rękawiczkach dostrzegła krople czegoś, co mogło być krwią.Strach zacisnął jej gardło.Nogi miała miękkie, ale nie w kolanach tylko w udach.Nie powiedziała nic, a po chwili bardzo się na siebie rozzłościła z powodu tego panicznego strachu.Gdyby się odezwała, ten człowiek mógłby ją wprawdzie zastrzelić, ale z drugiej strony mógłby także poczuć do niej sympatię.Może też wybraliby ją przedstawicielką grupy; miałaby coś do roboty i nie myślałaby już o strachu.A jeśli wszyscy zostaną zabici później? Może niekoniecznie akurat przez tych ludzi, ale, na przykład, przez kogoś, kto będzie próbował ich odbić? Będzie umierała, myśląc o tym, że powinna coś jednak powiedzieć.Mężczyzna odszedł od okna, ale widziała go i chciała się do niego odezwać, nie zdołała jednak wydobyć żadnego dźwięku z zaciśniętego gardła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL