[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może gorąca kąpiel dobrze mi zrobi, pomyślała.Telefon zadzwonił dziesięć po siódmej, kiedy wychodziła z wanny.Przez moment zastanawiała się, czy go odebrać, po czym owinęła się szybko ręcznikiem i pobiegła do sypialni.– Słucham.– Cześć, Jeannie – usłyszała w słuchawce wesoły głos.Laura! To była Laura!– Gdzie się podziewasz, Lauro?– Tam, gdzie wspaniale się bawię.Jeannie, powiedz gliniarzom, żeby zbierali manatki i wracali do domu.Nigdy w życiu nie bawiłam się lepiej.Zadzwonię niedługo.Pa, kochanie.W poniedziałek, późnym popołudniem, Sam pojechał przesłuchać Joela Niemana w jego biurze w Rye, w stanie Nowy Jork.Nie wygląda mi na Romea, pomyślał Sam, przypatrując się pucołowatej twarzy Niemana i jego farbowanym ciemno-rudym włosom.– Słyszałem w radiu te brednie o seryjnym mordercy koleżanek z jednego stolika – rzekł niepytany Nieman.– Niech pan posłucha, chodziłem z tymi dziewczynami do jednej klasy.Znałem je wszystkie.Koncepcja, że ich śmierci są ze sobą w jakikolwiek sposób powiązane, to bzdura.Zacznijmy od Catherine Kane.Jej samochód stoczył się do Potomacu, kiedy byliśmy na pierwszym roku studiów.Cath zawsze lubiła szybką jazdę.Proszę sprawdzić, ile dostała mandatów za przekroczenie prędkości, kiedy była w ostatniej klasie.– Nie sądzi pan jednak, że to niezwykły przypadek, kiedy piorun uderza w to samo miejsce nie dwa, lecz pięć razy?– Z pewnością człowiek dostaje gęsiej skórki na myśl, że pięć dziewcząt, które jadały lunch przy tym samym stoliku, nie żyje – przyznał Nieman.– Ale mogę przedstawić panu faceta, który zajmuje się naszymi komputerami.Jego matka i babka zmarły na atak serca tego samego dnia w odstępie trzydziestu lat.W dzień po świętach Bożego Narodzenia.Może uświadomiły sobie, jaką kupę forsy wydały na prezenty, i to je wykończyło.Mogło tak być, nie uważa pan?Sam popatrzył na Joela Niemana z wyraźnym obrzydzeniem, ale też wyczuwając, że pod pozorną nonszalancją kryje się niepokój.– Jak rozumiem, pańska żona wyjechała w podróż służbową, opuszczając zjazd już w sobotę rano.– To prawda.– Czy w sobotę, po bankiecie, był pan w domu sam, panie Nieman?– Owszem.Po takich rozwlekłych imprezach chce mi się spać.To nie jest typ faceta, który wraca do domu sam, kiedy nie ma w nim żony, pomyślał Sam.Postanowił strzelać w ciemno.– Panie Nieman, widziano, jak wyjeżdżał pan z parkingu z kobietą.Joel Nieman uniósł brwi.– Cóż, może i wyjechałem stamtąd z kobietą, ale ona bez wątpienia nie dobiegała czterdziestki.Panie Deegan, jeśli próbuje pan złapać mnie na haczyk, dlatego że Laura wypuściła się gdzieś z jakimś facetem i dotąd się nie pokazała, to proponuję, żeby zadzwonił pan do mojego adwokata.A teraz, wybaczy pan, mam do załatwienia kilka telefonów.Sam wstał i ruszył powoli w kierunku drzwi.– Ma pan imponujący zbiór dzieł Szekspira, panie Nieman.– Zawsze lubiłem barda ze Stratfordu.– W ostatniej klasie Stonecroft grał pan Romea.– Rzeczywiście.– Czy Alison Kendall nie oceniła krytycznie pańskiego występu?– Napisała, że nie pamiętałem tekstu, a to nieprawda.Na chwilę sparaliżowała mnie trema.Koniec kropka.– Alison miała w szkole wypadek kilka dni po przedstawieniu, prawda?– Pamiętam.Spadły na nią drzwiczki od jej szafki.Przesłuchiwano w tej sprawie wszystkich chłopaków.Zawsze uważałem, że powinni byli porozmawiać o tym z dziewczynami.Wiele z nich jej nie cierpiało.Niech pan posłucha, to śledztwo donikąd pana nie zaprowadzi.Założę się o ostatniego dolara, iż cztery pozostałe kobiety zginęły przypadkowo.Z drugiej strony, Alison była wredna już jako dziecko.Z tego, co o niej czytałem, ani trochę się nie zmieniła.Rozumiałbym, gdyby tamtego dnia, kiedy utonęła, ktoś doszedł do wniosku, że dość się już napływała.Podszedł do drzwi i otworzył je z niepozostawiającą wątpliwości miną: Rad gościom, jak wychodzą.To też chyba Szekspir.Sam miał nadzieję, że nie da po sobie poznać, co myśli o Niemanie i jego lekceważącym stosunku do śmierci Alison Kendall.– Zna pan cytat z Szekspira o zgniłej lilii? – spytał.Nieman roześmiał się nieprzyjemnie, ponuro.– „Lepiej chwast wąchać niźli lilię zgniłą”.To z jednego z sonetów.Jasne, że go znam.Prawdę mówiąc, często o nim myślę.Moja teściowa ma na imię Lily.Sam pędził z Rye do Glen-Ridge House z szybkością znacznie większą od dozwolonej.Poprosił odznaczonych oraz Jacka Emersona, by spotkali się z nim na kolacji o wpół do ósmej.Przedtem intuicja podpowiadała mu, że klucz do tajemnicy zniknięcia Laury znajduje się w posiadaniu jednego z pięciu mężczyzn.Teraz, po rozmowie z Joelem Niemanem, nie był już tego taki pewny.Trzeba bacznie przyjrzeć się panu Niemanowi, pomyślał.Punktualnie o wpół do ósmej Sam wszedł do Glen-Ridge House.W drodze do hotelowej restauracji minął wszędobylskiego Jake’a Perkinsa, rozpartego w fotelu w holu.Na jego widok chłopak zerwał się na równe nogi.– Jakieś postępy w śledztwie, proszę pana? – spytał radośnie.– Nic nowego, Jake.Z windy wysiadła Jean Sheridan.Nawet z daleka Sam dostrzegł, że jest zdenerwowana
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL