[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wprawdzie nie dostanie za nie nominacji do nagrody Akademii, ale pal szeœæ —najwa¿niejsze, ¿e oczarowani widzowie uznali je za przekonywaj¹ce.Jack Sturgis by³ niskim, szczup³ym mê¿czyzn¹ o zmêczonych oczach, jakie zdaniemkobiet mê¿czyŸni maj¹ po wyjœciu z sypialni.W zêbach œciska³ d³ug¹cygarniczkê, wysuwaj¹c do przodu brodê niczym Franklin Roosevelt.W³aœniewyszed³ z kabiny helikoptera i zdawa³ siê czegoœ szukaæ przy podwoziu, kiedyPitt dotar³ do l¹dowiska.Sturgis podniós³ wzrok.— Bêd¹ jacyœ pasa¿erowie? — spyta³.— Tym razem nie.Sturgis niedbale str¹ci³ popió³ z papierosa.— Wiedzia³em, ¿e powinienem zostaæ w ciep³ej i przytulnej kabinie na„Kozioro¿cu" — rzek³ z westchnieniem.— Jeszcze siê zabijê przez to latanieprzed nosem huraganu.— Lepiej siê st¹d zabieraj — powiedzia³ Pitt.— W ka¿dej chwili mo¿e dmuchn¹æ.— Dla mnie to bez ró¿nicy — odpar³ Sturgis, obojêtnie wzruszaj¹c ramionami.— Itak nigdzie nie polecê.Pitt spojrza³ na niego zdziwiony.— Co chcia³eœ przez to powiedzieæ?— Jestem uziemiony, i w³aœnie to chcia³em powiedzieæ.— Rêk¹ wskaza³ na wirnik.Ponad pó³metrowy koniec jednej z ³opatek zwisa³ jak przetr¹cona d³oñ.— Ktoœtutaj nie lubi helikopterów.— A mo¿e podczas l¹dowania w coœ uderzy³eœ? Sturgis zrobi³ ura¿on¹ minê.— Podczas l¹dowania w nic nie uderzam, powtarzam, w nic nie uderzam.— Znalaz³to, czego szuka³, i wyprostowa³ siê.— Spójrz, to sam siê przekonasz.Jakiœsukinsyn rzuci³ m³otkiem w wirnik.Pitt wzi¹³ m³otek i uwa¿nie go obejrza³.Gumowy uchwyt trzonka by³ g³êbokorozciêty w miejscu, gdzie uderzy³a go ³opatka wirnika.— I to za wszystko, co dla was zrobi³em — powiedzia³ Sturgis.—£adna mi wdziêcznoœæ.— Przykro mi, Sturgis, ale ty nigdy nie zostaniesz telewizyjnym detektywem.Brak ci analitycznego umys³u i pochopnie wyci¹gasz fa³szywe wnioski.— Daj spokój, Pitt.M³otki same siê nie unosz¹ w powietrzu.Któryœ z twoichludzi musia³ nim rzuciæ, kiedy l¹dowa³em.— Mylisz siê.Zarêczam, ¿e nikogo z moich ludzi nie by³o w pobli¿u l¹dowiska wci¹gu ostatnich dziesiêciu minut.Obawiam siê, ¿e ten wandal musia³ przylecieæz tob¹.— Masz mnie za g³upka? Myœlisz, ¿e nie wiem, czy mam pasa¿era, czy nie? Pozatym to by³oby samobójstwo.Gdyby tym m³otkiem rzucono minutê wczeœniej, kiedyjeszcze lecia³em na wysokoœci trzydziestu metrów, to nie mielibyœcie cozbieraæ.— U¿y³eœ z³ej nomenklatury — rzek³ Pitt.— To nie by³ zwyk³y pasa¿er, leczpasa¿er na gapê.On te¿ nie jest g³upkiem.Zaczeka³, a¿ ko³a dotknê³yl¹dowiska, rzuci³ m³otek i wyskoczy³ przez luk ³adunkowy.Tylko Bóg wie, gdziesiê teraz ukrywa.Dok³adne przeszukanie osiemdziesiêciu kilometrów ciemnychkorytarzy i przedzia³Ã³w jest niemo¿liwe.Twarz Sturgisa nagle poblad³a.— Chryste, on musi byæ w helikopterze.— Nie wyg³upiaj siê.Wyskoczy³, jak tylko wyl¹dowa³eœ.— Nie, nie.Z otwartego okna kabiny nie mo¿na rzuciæ m³otkiem w wirnik.Z t¹ucieczk¹ to te¿ nie tak.— A wiêc, s³ucham ciê — spokojnie powiedzia³ Pitt.— Pokrywa luku przedzia³u towarowego jest otwierana i zamykana elektronicznieprze³¹cznikiem w kabinie pilota.— A jest stamt¹d jakieœ inne wyjœcie?— Tylko przez drzwi do kabiny.Pitt dok³adnie obejrza³ szczelnie zamkniêt¹ pokrywê luku, a potem znów odwróci³siê do Sturgisa.— Jak nale¿y traktowaæ niepo¿¹danych goœci? Chyba najlepiej bêdzie, je¿elipoprosimy go, ¿eby wyszed³ na œwie¿e powietrze.Sturgisowi nogi przyros³y do pok³adu, gdy zobaczy³, ¿e w prawej rêce Pittanagle pojawi³ siê kolt — czterdziestka pi¹tka z t³umikiem.— Jasne.pewnie.skoro tak uwa¿asz.Sturgis wdrapa³ siê po drabince do kabiny i nacisn¹³ prze³¹cznik.Zawarcza³ysilniczki elektryczne, kwadratowa pokrywa luku ³adunkowego otworzy³a siê iunios³a nad kad³ubem helikoptera.Nim zaskoczy³y jej podpórki, Sturgis zd¹¿y³ju¿ wróciæ na pok³ad statku, przezornie chowaj¹c siê za szerokimi plecamiPitta.Od otwarcia klapy up³ynê³o pó³ minuty.Sturgisowi zdawa³o siê, ¿e minê³a ca³awiecznoœæ.Pitt ci¹gle sta³ bez ruchu i nas³uchiwa³.S³ychaæ by³o tylko chlupotfal uderzaj¹cych w kad³ub, wycie tê¿ej¹cego wiatru w nadbudówkach „Titanica" igwar g³osów dobiegaj¹cych z sali gimnastycznej, ale te dŸwiêki w ogóle go nieinteresowa³y.Kiedy stwierdzi³, ¿e nie s³yszy ¿adnych dŸwiêków wskazuj¹cych najakiekolwiek zagro¿enie, dopiero wówczas wszed³ do helikoptera.Pociemnia³e niebo wype³nia³o mrokiem wnêtrze i Pitt z niepokojem uœwiadomi³sobie, ¿e jego sylwetkê œwietnie widaæ na tle otwartych drzwi.Na pierwszy rzutoka przedzia³ towarowy zdawa³ siê pusty, lecz po chwili poczu³ klepniêcie wramiê i zobaczy³ rêkê Sturgisa wyci¹gniêt¹ w kierunku brezentu, pod którymrysowa³ siê jakiœ ludzki kszta³t.— Po³o¿y³em ten brezent, równo posk³adany, nie dalej ni¿ godzinê temu — szepn¹³Sturgis.Pitt lew¹ rêk¹ b³yskawicznie œci¹gn¹³ brezent, praw¹ mierz¹c z kolta.Na pod³odze le¿a³a jakaœ skulona postaæ.Osoba ta, ubrana w grub¹ kurtkê, mia³anie domkniête oczy, co wskazywa³o, ¿e by³a nieprzytomna, a to najwyraŸniejwi¹za³o siê z brzydk¹ krwawi¹c¹ ran¹ na g³owie, tu¿ ponad granic¹ w³osów.Sturgis sta³ bez ruchu jak wryty, patrz¹c wytrzeszczonymi oczami, które jeszczenie przyzwyczai³y siê do ciemnoœci.PóŸniej palcami lekko potar³ brodê i zniedowierzaniem pokrêci³ g³ow¹.— Mój Bo¿e — szepn¹³ oszo³omiony.— Czy wiesz, kto to jest?— Wiem — spokojnie odpar³ Pitt.— Nazywa siê Seagram.Dana Seagram.58.Niebo nad „Michai³em Kurkowem" gwa³townie pociemnia³o — ogromne czarne chmuryzgasi³y wieczorne gwiazdy.Ponownie zerwa³ siê wiatr, który stê¿a³ dozawieruchy o prêdkoœci siedemdziesiêciu kilometrów na godzinê, z wyciemunosz¹cej na pó³nocny zachód d³ugie pasma piany zmiecionej z grzbietów fal.W przestronnej sterowni sowieckiego statku by³o ciep³o i wygodnie.Prew³ow sta³obok Parotkina, który obserwowa³ echo „Titanica" na ekranie radaru.— Kiedy obj¹³em komendê na tym statku, s¹dzi³em, ¿e moje dzia³ania bêd¹zwi¹zane z realizacj¹ badañ naukowych i prac hydrograficznych — powiedzia³Parotkin takim tonem, jakby zwraca³ siê do ucznia.— Nie by³o mowy oprowadzeniu operacji o charakterze ca³kowicie militarnym.Prew³ow zaprotestowa³ podniesieniem rêki.— Proszê nie zapominaæ, kapitanie, ¿e okreœlenie operacja militarna jestniestosowne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL