[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stali przez chwilê na ulicy, rozgl¹daj¹c siê, po czymwsiedli do swojej terenówki i odjechali.Pod œcian¹ naprzeciwko wejœcia ustawiono ma³y stó³ i sk³adane krzes³a, dziêkiczemu ochroniarze mogli obserwowaæ zarówno drzwi, jak i schody na piêtro.Nastoliku le¿a³y dwa odbiorniki walkie-talkie.Czo³g spojrza³ na drzwi wejœciowe, wzi¹³ jeden z nadajników i zapi¹³ sobieprzy pasku.Idê na obchód.Zostañ tutaj i pilnuj.Daj mi znaæ, jak ktoœ podejdzie do drzwi.Zasalutowa³am.W porz¹dku - pochwali³.- To mi siê podoba.Siedzia³am na sk³adanym krzeœle i obserwowa³am drzwi.Nikt siê do nich niezbli¿a³.Obserwowa³am schody.Tam te¿ nic siê nie dzia³o.Skontrolowa³am swojepaznokcie.Nie wygl¹da³y szczególnie dobrze.Popatrzy³am na zegarek.Minê³ydwie minuty - jeszcze tylko czterysta siedemdziesi¹t osiem i bêdê mog³a iœæ dodomu.Na schodach pojawi³ siê Czo³g.Zszed³ niespiesznie do holu i usiad³ na swoimkrzeœle.Wszystko w porz¹dku.Co teraz?Teraz zaczekamy.Na co?Na nic.Dwie godziny póŸniej Czo³g spoczywa³ w swobodnej pozie na swoim krzeœle.Rêcetrzyma³ skrzy¿owane na piersi, oczy mia³ przymkniête, ale czujnie obserwowa³drzwi.Jego metabolizm zwolni³ tempo jak u gada.Brak ruchu klatki piersiowej.¯adnych zmian w pozycji cia³a -sto dwadzieœcia piêæ kilo ochrony w zawieszeniuczynnoœci ¿yciowych.Za to ja przesta³am walczyæ z w³asn¹ s³aboœci¹ i by nie spaœæ z krzes³a,wyci¹gnê³am siê na pod³odze, gdzie mog³am siê zdrzemn¹æ bez obawy, ¿e coœsobie po³amiê.Us³ysza³am nagle, jak krzes³o Czo³ga zaskrzypia³o.Us³ysza³am te¿, jak Czo³gpochyla siê do przodu.Otworzy³am oko.Czas na obchód? Czo³g by³ ju¿ na nogach.Ktoœ jest przy drzwiach.Usiad³am, ¿eby spojrzeæ, i nagle BANG! Rozleg³ siê g³oœny huk broni palnej, apotem us³ysza³am, jak pêka szk³o.Czo³g polecia³ do ty³u, uderzy³ w stolik irun¹³ na pod³ogê.Do holu wpad³ strzelec, w d³oni wci¹¿ œciska³ broñ.To by³ ten sam cz³owiek,którego Czo³g wyrzuci³ przez okno, lokator spod 3C.W jego oczach czai³o siêszaleñstwo, twarz by³a blada.Rzuæ broñ! - wrzasn¹³ do mnie.- Rzuæ tê pieprzon¹ broñ.Spuœci³am wzrok i zobaczy³am, ¿e istotnie trzymam w d³oni broñ.Nie zastrzelisz mnie, prawda? - spyta³am.S³ysza³am swój w³asny g³os, dudni¹cyg³ucho w mojej g³owie.Mê¿czyzna mia³ na sobie d³ugi p³aszcz przeciwdeszczowy.Rozchyli³ gwa³towniepo³y i pokaza³ jakieœ paczki przymocowane taœm¹ do cia³a.Widzisz to? £adunki wybuchowe.Spróbuj tylko siê opieraæ, a wylecimy wpowietrze.Us³ysza³am brzêk i uœwiadomi³am sobie, ¿e broñ wysunê³a mi siê z palców ispad³a na pod³ogê.Muszê wejœæ do mieszkania - oœwiadczy³.- Natychmiast.Jest zamkniête.No to dawaj klucz.Nie mam klucza.Jezu - zakl¹³.- Wiêc wywa¿ te cholerne drzwi kopniakiem.Ja?A widzisz tu kogoœ jeszcze? Spojrza³am na le¿¹cego Czo³ga.Nie rusza³ siê.Facet w p³aszczu przeciwdeszczowym machn¹³ spluw¹ w stronê schodów.Jazda.Ominê³am go ostro¿nie i wesz³am na piêtro.Stanê³am przed drzwiami z numerem 3Ci nacisnê³am klamkê.Zamkniête na amen.Wywa¿ je z kopa - nakaza³ facet w p³aszczu.Kopnê³am drzwi.Chryste! To ma byæ kop? Nic nie wiesz? Nie ogl¹dasz telewizji?Cofnê³am siê o kilka kroków i rzuci³am siê na drzwi.Uderzy³am w nie bokiem iodbi³am siê.Drzwi nie ponios³y uszczerbku.Skutkowa³o, jak robi³ to Komandos - zauwa¿y³am.Facet w p³aszczu poci³ siê obficie, spluwa dr¿a³a mu w d³oni.Odwróci³ siê dodrzwi, wycelowa³ trzyman¹ obiema d³oñmi broñ i dwukrotnie nacisn¹³ spust.Polecia³y drzazgi, rozleg³ siê dŸwiêk metalu uderzaj¹cego o metal.Kopn¹³ drzwina wysokoœci zamka i otworzy³ je na oœcie¿.Wskoczy³ do œrodka, zapali³ œwiat³oi rozejrza³ siê b³yskawicznie.Gdzie moje rzeczy?Posprz¹taliœmy.Pobieg³ do sypialni i ³azienki, potem wróci³ do salonu.Pootwiera³ szafkikuchenne.Nie mieliœcie prawa! - dar³ siê na mnie.- Nie mieliœcie prawa zabraæ mitowaru.Nie by³o tego wiele.By³o od cholery! Wiesz, co tu mia³em? Dobry towar.Czysty jak ³za.Jezu, wiesz,jak potrzebujê dzia³ki?Pos³uchaj, odwiozê ciê do szpitala.Tam ci pomog¹.Nie chcê ¿adnego szpitala.Chcê mój towar.Lokatorka spod 3A otworzy³a drzwi iwyjrza³a na korytarz.Co tu siê dzieje?Proszê wróciæ do siebie i zamkn¹æ drzwi - powiedzia³am.- Mamy niewielkiproblem.Drzwi zamknê³y siê gwa³townie, trzasn¹³ zamek.Facet w p³aszczu znów biega³ pomieszkaniu.Jezu - powtarza³.- Jezu.Jezu.Na korytarzu pojawi³a siê inna kobieta.By³a krucha i przygarbiona.Musia³amieæ chyba ze sto lat.Krótkie bia³e w³osy stercza³y jej na g³owie rzadkimikêpkami.Ubrana by³a w znoszony flanelowy szlafrok i wielkie kosmate kapcie.Nie mogê spaæ przy tej wrzawie - oœwiadczy³a.- Mieszkam w tym domu odczterdziestu trzech lat i nigdy nie widzia³am czegoœ takiego.To by³a kiedyœspokojna okolica.Facet w p³aszczu odwróci³ siê gwa³townie, wycelowa³ do kobiety i strzeli³.Kulauderzy³a w œcianê za jej plecami.Poca³uj mnie w dupê - oœwiadczy³a starsza dama, wyci¹gaj¹c z zakamarkówszlafroka niklowan¹ dziewi¹tkê i mierz¹c z obu d³oni.Nie! - wrzasnê³am.- Nie strzelaj! On jest naszpikowany.Za póŸno.Staruszka wywali³a do faceta, a mój krzyk uton¹³ w og³uszaj¹cym huku.Ocknê³am siê przywi¹zana do noszy.Znajdowa³am siê w holu, który by³ pe³enludzi, g³Ã³wnie policjantów.Twarz Morellego nabiera³a z wolna ostroœci.Rusza³ustami, ale nic nie mówi³.Co? - wrzasnê³am.- G³oœniej!Pokrêci³ g³ow¹ i zamacha³ rêkami, a jego usta u³o¿y³y siê w s³owa „zabierzciej¹”.Sanitariusz wytoczy³ nosze z holu, prosto w orzeŸwiaj¹c¹ noc.Ruszyliœmy zbrzêkiem kó³ek po chodniku i po chwili poczu³am, jak wsadzaj¹ mnie do karetki.Oœlepia³o mnie œwiat³o migaj¹ce na tle czarnego nieba.- Hej, zaczekajcie -powiedzia³am.- Nic mi nie jest.Pozwólcie mi wstaæ.Rozepnijcie te pasy.Rano wypuszczono mnie ze szpitala.W³aœnie siê ubiera³am i pakowa³am rzeczy,kiedy do pokoju wkroczy³ Morelli z wypisk¹ w d³oni.Wychodzisz do domu - oœwiadczy³.- Gdyby to ode mnie zale¿a³o, przeniós³bym ciêna psychiatriê.Wywali³am na niego jêzyk, gdy¿ czu³am siê nadzwyczaj normalnie.Chwyci³am torbêi wyszliœmy z pokoju, zanim pielêgniarka zd¹¿y³a przytoczyæ przepisowy wózek.Mam mnóstwo pytañ - zwróci³am siê do Morellego.Skierowa³ mnie do windy.Ja te¿.Po pierwsze, co siê, u diab³a, sta³o?Poczekaj, powiedz mi najpierw o Czo³gu.Nikt mi nie chce nic powiedzieæ.Czy onjest.ee.no wiesz?Martwy? Nie.Niestety.Mia³ na sobie kamizelkê kuloodporn¹.Uderzenie pociskuprzewróci³o go i og³uszy³o
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL