[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zastanawia³ siê, jakie¿ to nurtuj¹ j¹myœli, jakie wspomnienia wyzwoli³y s³owa pisane niebieskim atramentem rêk¹cz³owieka, którego kiedyœ kocha³a i którym potem zaczê³a pogardzaæ.Cokolwiekmyœla³a, pozostanie tajemnic¹, dopóki nie zdecyduje siê odezwaæ.Althene mówi³atylko to, co chcia³a powiedzieæ.Wyczu³a chyba jego spojrzenie, bo podnios³a wzrok, ale tylko na chwilê.Spuœci³a znowu oczy na list, poœwiêcaj¹c jeszcze krótsz¹ chwilê na odgarniêciez czo³a kosmyka siwych w³osów obramowuj¹cych jej twarz.Noel ruszy³ machinalniew kierunku biurka, zerkaj¹c na pó³ki z ksi¹¿kami i fotografie rozwieszone naœcianie.„Ten pokój odzwierciedla osobowoœæ w³aœcicielki" — przysz³o mu dog³owy.Jest pe³en wdziêku, nawet elegancki, ale jednoczeœnie przenika goatmosfera witalnosci.Fotografie przedstawiaj¹ mê¿czyzn i kobiety na koniachpodczas polowania, na jachtach wœród spienionych wód, na nartach w górskichœniegach.Nie mo¿na temu zaprzeczyæ: w tym bardzo kobiecym pokoju unosi siênieuchwytna aura mêskoœci.To gabinet jego matki, jej sanktuarium, gdziezaszywa siê, by rozmyœlaæ w samotnoœci.Ale równie dobrze móg³by nale¿eæ domê¿czyzny.Noel usiad³ w skórzanym fotelu przed biurkiem i zapali³ papierosa z³ot¹zapalniczk¹ Colibri, po¿egnalnym podarunkiem od m³odej damy, która wyprowadzi³asiê przed miesi¹cem z jego mieszkania.Znowu dygota³; œciska³ zapalniczkê zca³ych si³.To zgubny na³Ã³g — odezwa³a siê Althene, nie odrywaj¹c oczu od listu.— Wydawa³omi siê, ¿e zamierzasz rzuciæ palenie.Robi³em to.Wiele razy.To s³owa Marka Twaina.B¹dŸ przynajmniej oryginalny.Holcroft poprawi³ siê zak³opotany w fotelu.Przeczyta³aœ go ju¿ chyba kilka razy.Co o tym s¹dzisz?Nie wiem, co myœleæ — powiedzia³a Althene k³ad¹c list na biurku przed sob¹.—On to napisa³; to jego pismo, jego sposób formu³owania myœli.Arogancki nawet wwyra¿aniu skruchy.A zatem zgadzasz siê, ¿e to wyraz skruchy?Na to by wygl¹da³o.W ka¿dym razie z pozoru.Chcia³abym wiedzieæ o wielewiêcej.Mam sporo w¹tpliwoœci co do tego nadzwyczajnego przedsiêwziêciafinansowego.To przechodzi wszelkie wyobra¿enie.W¹tpliwoœci prowadz¹ do innych w¹tpliwoœci, mamo.Ludzie z Genewy nie s¹sk³onni do ich wyjaœniania.Czy to wa¿ne, do czego s¹ sk³onni? Jak zrozumia³am — chocia¿ nie powiedzia³eœmi wszystkiego — zwrócili siê do ciebie o poœwiêcenie co najmniej szeœciumiesiêcy ¿ycia, a prawdopodobnie o wiele wiêcej.I znowu Noel poczu³ siê skrêpowany.Zdecydowa³, ¿e nie poka¿e jej dokumentu zLa Grande Banque.Gdyby upiera³a siê, zawsze móg³ go wyj¹æ.A jeœli nie, tymlepiej.Im mniej wiedzia³a, tym lepiej.Musia³ trzymaæ j¹ z dala od ludziWolfsschanze.Nie mia³ najmniejszych w¹tpliwoœci, ¿e Althene wtr¹ci³aby siê.Nie tajê przed tob¹ niczego istotnego — b¹kn¹³.Wcale tego nie twierdzê.Powiedzia³am tylko, ¿e nie mówisz mi wszystkiego.Powo³ujesz siê na jakiegoœ cz³owieka z Genewy, ale nie mówisz, kto to taki;wspominasz o warunkach, ale opisujesz je tylko w zarysie; mówisz o najstarszychdzieciach obu rodzin, ale nie podajesz ich nazwisk.Du¿o pomijasz milczeniem.Dla twojego dobra.To mi tr¹ci protekcjonalnoœci¹ i, bior¹c pod uwagê ten list, jest bardzouw³aczaj¹ce.Nie chcia³em, ¿ebyœ tak to odebra³a.— Holcroft pochyli³ siê.— Nikt nie chce,aby konto bankowe by³o choæ w najmniejszym stopniu zwi¹zane z tob¹.Przeczyta³aœ list; wiesz, o co idzie gra.Tysi¹ce tysiêcy ludzi, setki milionówdolarów.Trudno przewidzieæ, kto móg³by obarczyæ ciê odpowiedzialnoœci¹.By³aœt¹ ¿on¹, która wygarnê³a mu prawdê.Rzuci³aœ go, bo ciê nie pos³ucha³.W koñcuuœwiadomi³ sobie, ¿e mia³aœ racjê, na co masz dowód.Mog¹ jeszcze ¿yæ ludzie,którzy byliby sk³onni ciê za to zabiæ.Nie pozwolê, abyœ znalaz³a siê w takiejsytuacji.Rozumiem — wycedzi³a przez zêby Althene, a potem powtórzy³a to wstaj¹c z fotelai przechodz¹c wolno przez pokój do okna we wnêce.— Jesteœ pewien, ¿e o tow³aœnie chodzi³o ludziom z Genewy?Tak, oni.on.dawa³ to do zrozumienia.Podejrzewam, ¿e chodzi³o nie tylko o to.Nie tylko.Czy mogê pozgadywaæ, o co jeszcze?Noel zesztywnia³.Nie móg³ powiedzieæ, ¿e nie docenia przenikliwoœci matki —rzadko mu siê to zdarza³o — ale jak zawsze denerwowa³o go, kiedy wyra¿a³a swojespostrze¿enia s³owami, zanim on mia³ szansê je sobie uzmys³owiæ.Wydaje mi siê, ¿e to oczywiste.Naprawdê? — Althene odwróci³a siê od okna i spojrza³a na niego.Jest o tym w liœcie.Gdyby opinia publiczna dowiedzia³a siê o pochodzeniu tegokonta, wynik³yby problemy natury prawnej.Do trybuna³Ã³w miêdzynarodowychzaczê³yby wp³ywaæ ró¿nego rodzaju pozwy.Tak.— Matka odwróci³a wzrok.— A zatem to oczywiste.Dziwiê siê, ¿e pozwolonoci cokolwiek mi powiedzieæ.Noel odchyli³ siê lêkliwie na oparcie fotela zbity z tropu s³owami matki.— A co w tym dziwnego? Naprawdê coœ w tej sprawie zrobisz?— Mam tak¹ pokusê — odpar³a, wygl¹daj¹c wci¹¿ przez okno
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL