[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lana, przepraszam za najœcie, Duszka.- Czu³e s³Ã³wka: tak j¹ kiedyœ nazywa³.-Przyjecha³em do Moskwy w interesach i kiedy powiedziano mi, ¿e dziœwystêpujesz.Mi³o ciê widzieæ, Stiwa.Cieszê siê, ¿e wpad³eœ.- W jej g³osie by³o coœprzesadnie oficjalnego, niemal szyderczego.Metcalfe wyj¹³ z kieszeni czarne aksamitne pude³ko.Nawet nie wyci¹gnê³a rêki.- Dla mnie? Och.Ale wybacz, muszê siê umalowaæ.Brakuje nam charakteryzatorów,brakuje wszystkiego.To skandal.- Zatoczy³a rêk¹ ³uk, wskazuj¹c ma³¹, ciasn¹garderobê z potrójnym lustrem, stoliczkiem zawalonym szminkami, pudrami,pêdzelkami, lignin¹ do usuwania makija¿u i przetartymi rêcznikami, na którychwyhaftowano du¿e, ¿Ã³³te litery B i A.Bolszoj.Artist.Spiêty, z maksymalniewyostrzonymi zmys³ami, Stephen ch³on¹³ te nic nieznacz¹ce szczegó³y z wytê¿on¹uwag¹.– Nie mam nikogo do pomocy, to straszne.Metcalfe otworzy³ pude³ko: czarny aksamit, na aksamicie diamentowy naszyjnik.Jak wiêkszoœæ kobiet Lana uwielbia³a bi¿uteriê, ale zawsze bardziej ceni³a jejoryginalnoœæ, szlachetnoœæ i artyzm wykonania ni¿ sam¹ wielkoœæ klejnotu.Zerknê³a na pude³ko szybko i bez zainteresowania.I nagle siê rozeœmia³a,dŸwiêcznym, melodyjnym œmiechem.- Tego mi tylko potrzeba - powiedzia³a.- Jeszcze jednego ³añcucha na szyi.Zamknê³a pude³ko i odrzuci³a mu je; zaskoczony, ledwo je z³apa³.Lana.Stiwa, Stiwa.Wci¹¿ jesteœ typowym kapitalist¹, prawda? Nie zmieni³eœ siê,nic a nic.Chcesz zakuæ kobietê w ³añcuchy i kajdany i tylko dlatego, ¿e s¹ zez³ota, myœlisz, ¿e ka¿da chêtnie ci ulegnie, nie wiedz¹c, czym tak naprawdê toz³oto jest.Lana, przecie¿ to tylko ma³y prezent.Prezent? - prychnê³a.- Nie chcê od ciebie prezentów.Ju¿ mi jeden da³eœ.S¹prezenty, które uzale¿niaj¹ i zniewalaj¹, s¹ te¿ takie, które rosn¹.Rosn¹? - powtórzy³ zdumiony.Tak, Stiwa dorogoj, rosn¹.Jak dumne zbo¿e w ko³chozie.Jak nasza wspania³agospodarka.Metcalfe zmarszczy³ czo³o.W jej g³osie nie by³o ani œladu ironii.Ko³chozy,kapitalistyczne zniewolenie - by³a zupe³nie niepodobna do Swiet³any Baranowej,któr¹ zna³ przed szeœcioma laty, która wyœmiewa³a stalinowskie has³a i slogany,ca³y ten komunistyczny kicz.Posz³ost - tak to nazywa³a, z³y gust.Co siê jejsta³o? Pad³a ofiar¹ systemu? Jak mog³a wygadywaæ takie bzdury? Naprawdê w towszystko wierzy³a?- A wielki Stalin jest pewnie twoim idea³em mê¿czyzny, tak? - wymamrota³.Przez jej twarz przemkn¹³ wyraz przera¿enia.Przemkn¹³ i znikn¹³.Stephen zda³sobie sprawê, ¿e paln¹³ coœ g³upiego, ¿e nara¿a j¹ na niebezpieczeñstwo.Sta³ wotwartych drzwiach, korytarzem przechodzili ludzie: wystarczy³oby, ¿ebyus³yszeli jedno zakazane s³owo i natychmiast by j¹ oskar¿ono.- Tak - odparowa³a.- Stalin rozumie potrzeby ludu.Kocha nas, a my kochamyjego.Wy, Amerykanie, myœlicie, ¿e za te wasze brudne pieni¹dze mo¿na kupiæwszystko, ale duszy radzieckiego cz³owieka nigdy nie kupicie!Stephen wszed³ do garderoby.- Duszka - powiedzia³ cicho.- Wiem, ¿e nie jestem tak czaruj¹cy jak inni.Jakchoæby twój niemiecki przyjaciel, Herr von.-Nie wiem, o czym mówisz! - syknê³a.- Lana, kr¹¿¹ plotki.Nawet w ambasadach.Du¿o wiem.- Przestañ! - Dr¿a³ jej g³os.S³ychaæ w nim by³o coœ silniejszego ni¿ strach,s³ychaæ w nim by³o prawdê.- Nic nie wiesz! A teraz wyjdŸ st¹d.Natychmiast!Rozdzia³ 12By³aœ cudowna - wymrucza³ Rudolf von Schussler, g³aszcz¹c j¹ po g³owie.- MójCzerwony Maczek.Wzdrygnê³a siê, gdy czubkami palców musn¹³ porcelanow¹ skórê jej szyi i przezu³amek sekundy nie wiedzia³, czy zrobi³a to z zachwytu, czy z odrazy.Z odrazy?Czy to mo¿liwe? Nie, nie.Na jej ustach zagoœci³ tak s³odki uœmiech, ¿enatychmiast wyzby³ siê w¹tpliwoœci.By³a w koszuli nocnej, któr¹ przywióz³ jej z Monachium, i sposób, w jaki cienkijak pajêczyna jedwab otula³ j¹, podkreœlaj¹c zarazem kszta³t piersi, w¹ziutk¹taliê i szczup³e, umiêœnione uda, niezwykle go podnieca³.By³a najbardziejapetycznym k¹skiem, jaki kiedykolwiek mu siê trafi³, a jako cz³owiek obyty iwyrobiony, zawsze lubi³ dobrze zjeœæ.Niektórzy mówili, ¿e jest têgi,korpulentny, ale on uwa¿a³ siê za dobrze od¿ywionego, za smakosza, który lubi¿yæ dobrze i wygodnie.Ale wygodne ¿ycie w Moskwie graniczy³o z niemo¿liwoœci¹.Jedzenie, nawet tosprowadzane przez niemieck¹ ambasadê, by³o po prostu pod³e.Mieszkanie, któremu przydzielono - nale¿a³o do wysokiego rosyjskiego oficera, rozstrzelanegopodczas stalinowskich czystek - by³o doœæ przestronne, to prawda, natomiast domw Kuncewie pod Moskw¹, gdzie spêdza³ weekendy, by³ ca³kiem ca³kiem.¯eby gowynaj¹æ, musia³ zap³aciæ spor¹ ³apówkê i znosiæ szyderstwa kolegów z ambasady,którzy w przeciwieñstwie do niego nie mieli tyle szczêœcia i rodzinnej fortuny,dziêki której mogliby prowadziæ z Rosjanami tak lukratywne interesy.Ale có¿,op³aca³o siê.Musia³ sprowadziæ z kraju porz¹dne meble, nie móg³ wynaj¹æ porz¹dnych kelnerówna przyjêcia i ju¿ dawno temu znudzi³a mu siê dyplomatyczna socjeta tegoponurego miasta.Nic, tylko wojna i wojna, ci¹gle gadali o wojnie.A teraz, gdyRosjanie podpisali z Berlinem pakt o nieagresji, mówili wy³¹cznie o tym.Gdybynie jego Czerwony Maczek, zwariowa³by z nudów.Ale w sumie wszystko mu siê uk³ada³o.I nie by³a to tylko kwestia szczêœcia, onie.Ojciec mia³ racjê.Najwa¿niejsza jest b³êkitna krew.Najwa¿niejsze jestpochodzenie - ci¹gle to powtarza³.Rudolf von Schussler by³ dumny ze swegopochodzenia, ze swego wielkiego zamku pod Berlinem, który nale¿a³ do jegorodziny od ponad stu lat, z us³ug, jakie oddali jego s³ynni przodkowie kajzeromi premierom.No i oczywiœcie z wielkiego pruskiego genera³a Ludwiga vonSchusslera, bohatera roku 1848, dowódcy, który konsekwentnie t³umi³ powstanieza powstaniem, podczas gdy Fryderyk Wilhelm IV, król Prus, ci¹gle siê waha³ ikapitulowa³.Tak, Rudolf von Schussler by³ œwiadom swego znamienitegonazwiska.Niestety, zna³ i takich, którzy uwa¿ali, ¿e zaszed³ tak daleko tylko dziêkiniemu.Czêsto musia³ zaciskaæ zêby, widz¹c, ¿e nie dostrzegaj¹ jego talentów.Pisa³ b³yskotliwe, piêknie sformu³owane memoranda, pe³ne aluzji do Goethego,ale wiecznie gdzieœ przepada³y i pozostawa³y bez echa.Mimo to nie zosta³by pierwszym sekretarzem ambasady na tak wa¿nej placówce,gdyby nie jego inteligencja, umiejêtnoœci i talent.To prawda, zawdziêcza³ tostanowisko staremu przyjacielowi rodziny, hrabiemu Friedrichowi Wernerowi vonder Schulenbergowi, ambasadorowi i dziekanowi moskiewskiego korpusudyplomatycznego.Ale na mi³oœæ bosk¹, w niemieckim MSZ-cie roi³o siê odarystokratów.Ot, choæby sam minister Joachim von Ribbentrop albo jego zastêpcaErnst von Weiszacker, albo Hans-Bernd von Haeften albo poprzednik RibbentropaFreiherr Konstantin von Neurath.Lista nie mia³a koñca.Bo któ¿ innyzrozumia³by wrodzon¹ wielkoœæ niemieckiego narodu, cywilizacjê, która da³aœwiatu Beethovena i Wagnera, Goethego i Schillera? Cywilizacjê, którapodarowa³a œwiatu cywilizacjê jako tak¹!Adolf Hitler nie mia³ arystokratycznych przodków, ale przynajmniej mia³ wizjê.Œwie¿a krew te¿ siê liczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL