[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.M¹¿b³ysn¹³ nagle dziko okularami, wyda³ z siebie nieartyku³owany charkot i run¹³po schodach w dó³.Facet k³ania³ siê ku drzwiom do piwnicy z rozanielonymwyrazem twarzy.Gest, jakim paczuszka zosta³a mu wrêczona, wyklucza³ odmowê jej przyjêcia.Gdyby nie chwyci³ jej w objêcia natychmiast, zlecia³aby mu na nogi.Wœróddygów, przegiêæ i podziêkowañ, w³aœciciel godnych go dzie³ sztuki oddali³ siê wlansadach, b³yskaj¹c bia³ymi getrami.Przez d³ug¹ jeszcze chwilê nie mogliœmyoch³on¹æ z wra¿enia.- Poszed³.- wyszepta³ m¹¿ w os³upia³ym niedowierzaniu.- A ju¿ myœla³em,¿e do œmierci siê tego œcierwa nie pozbêdziemy.Rany boskie, wiêc to jest tenkacyk?! Sk¹d siê wzi¹³, z panopticum?!Mój oszo³omiony umys³ pracowa³ gor¹czkowo.- S³uchaj no - powiedzia³am, odci¹gaj¹c go od okna.- Jak tam wszed³eœ, to nicnie by³o?- Gdzie?- W warsztacie.M¹¿ oderwa³ siê od kontemplacji ulicy, z której znikn¹³ czarny fiat, i patrzy³na mnie otêpia³ym wzrokiem.- Wszystko by³o.To znaczy.Czekaj no! Tyœ tam nie wchodzi³a?- Gdzie?- Do warsztatu.- Oszala³eœ? Przecie¿ ca³y czas siedzê z tob¹ w kuchni!- Wcale bym siê nie dziwi³, gdybym z tego wszystkiego oszala³.Ale chybajeszcze nie.Bo uwa¿asz, ona inaczej le¿a³a.Odwrotnie.Pamiêtam, po³o¿y³emj¹ w poprzek krzes³a, a teraz, jak j¹ bra³em, le¿a³a wzd³u¿.Sama siêobróci³a?Kilkakrotnie pokiwa³am i pokrêci³am g³ow¹, usi³uj¹c odpowiedzieæ równoczeœniejemu i sobie.- Zamienili jedn¹ na drug¹.Ktoœ siê zakrad³, podrzuci³ fa³szyw¹, zabra³prawdziw¹, a ten tutaj zabra³ fa³szyw¹.Nie bez powodu trzyma³ nas tyle czasu,chodzi³o mu o to, ¿eby tamten zd¹¿y³.Mam nadziejê, ¿e kapitan dos³a³ tu dwóch,a nie jednego.Znów pad³am na kolana przy telefonie, mêtnie myœl¹c, ¿e trzeba tu by³o pod³o¿yæjak¹œ poduszkê.Sk³adaj¹c kapitanowi sprawozdanie, zmieni³am pogl¹dy i dosz³amdo wniosku, ¿e zamiana paczki by³a pozorowana i kacyk zabra³ jednak prawdziw¹.Prawdopodobnie te rozwa¿ania wywar³y negatywny wp³yw na jasnoœæ moichwypowiedzi, bo kapitan za¿¹da³ konwersacji z mê¿em, który od drzwi do telefonuprzeczo³ga³ siê na czworakach, nie bacz¹c na to, ¿e w pokoju jest ciemno i niktz zewn¹trz zobaczyæ nas nie mo¿e.Potwierdzi³ moj¹ wersjê wypadków, po czymwydar³am mu s³uchawkê z r¹k.- Panie kapitanie, co teraz? - spyta³am niespokojnie.- Mamy tu dalej siedzieæ?Kontynuowaæ przedstawienie?- Siedzieæ! - zagrzmia³ kapitan.- A¿ zleceniodawcy was zwolni¹! Uzgodniæ, coim powiecie! ¯adnych wyczynów na w³asn¹ rêkê! Wszystko jak by³o! Dobranoc!Z westchnieniem od³o¿y³am s³uchawkê, zmieni³am pozycje i opar³am siê wygodnie odrzwiczki szafki, wyci¹gaj¹c nogi.- Zanosi siê na to, ¿e resztê ¿ycia spêdzimy jako stad³o pañstwa Maciejaków -powiedzia³am ponuro do mê¿a, siedz¹cego równie¿ na pod³odze, podsekretarzykiem.- Z³api¹ kacyka, z³api¹ pana Palanowskiego w objêciachBasieñki, z³api¹ prawdziwego pana Romana i nie wiem, kto nas tu przyjdziezluzowaæ.Umowa opiewa do jutra w³¹cznie, a tu co? Jedna wielka cha³a.- Grunt, ¿e tê paczkê wreszcie diabli wziêli - odpar³ m¹¿ stanowczo.- Bezkacyka na g³owie od razu siê lepiej czujê.Zastanowi³em siê, te piêædziesi¹tpatyków te¿ im oddam, nie ¿yczê sobie mieæ z tym nic wspólnego.Zwrócê ratami,chocia¿ jeszcze nie wiem, sk¹d wezmê.Mo¿e siê zgodz¹ str¹caæ mi z pensji.Kiwnê³am g³ow¹ i przesunê³am siê nieco, bo uchwyt drzwiczek ugniata³ mnie wplecy.- Nie mam pensji, ale za to nie wyda³am jeszcze pieniêdzy.Za remont samochodumuszê zap³aciæ, to ju¿ przepad³o.Te¿ im resztê zwrócê z najbli¿szychdochodów.- To trzeba na piœmie.S³uchaj, musimy to napisaæ ju¿ teraz i oddaæ kapitanowi,czy tam komu trzeba.Dobrowolnie oddajemy dochód z przestêpstwa, nie braliœmyudzia³u i niech siê nas nikt nie czepia.Mnie zale¿y na tym, ¿eby zostaæpraworz¹dny, a jak nie zrobimy tego zaraz, to potem nikt nie uwierzy w naszedobre chêci.Jazda, piszemy!Przyzna³am mu racjê.Rozwój afery og³upi³ nas do tego stopnia, ¿e dopiero pod³ugiej chwili obijania siê w ciemnoœciach o meble uœwiadomiliœmy sobie, ¿emo¿emy zapaliæ œwiat³o.W blasku lampy uda³o nam siê oprzytomnieæ prawie doreszty.Uroczyœcie podpisane dokumenty postanowiliœmy wys³aæ poczt¹ nazajutrz.- Niech ci siê nie zdaje, ¿e to tak ³atwo przyjdzie koniec - powiedzia³amz³owieszczo, przykrywaj¹c maszynê.- Najgorsze jeszcze ci¹gle przed nami.- Niby co takiego? - zaniepokoi³ siê m¹¿.- Ja ju¿ nic gorszego nie umiem sobiewyobraziæ.- No to wyobraŸ sobie, ¿e siê spotykasz z Maciejakiem w celu kolejnejmetamorfozy w odludnym miejscu i on ciê pyta, sk¹d taka komitywa z ¿on¹ idlaczego nie ukry³eœ przed ni¹, ¿e nic nie wiesz o kacyku.I czy ona nienabra³a jakichœ podejrzeñ.I co?M¹¿ spojrza³ na mnie jak na Gorgone, która do tej pory ukrywa³a siê pod mask¹go³êbicy.Zblad³ i obie rêce same mu skoczy³y ku w³osom
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL