[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-I powiedz mu, ¿e „Zima” tokiepski tytu³.Ta ballada powinna siê nazywaæ „Wieczny Ogieñ”.Bywaj,wiedŸminie!- Hej! - rozleg³o siê nagle.- Ba¿ancie!Tellico odwróci³ siê zaskoczony.Zza straganu wy³oni³a siê Vespula, gwa³towniefaluj¹c biustem, mierz¹c go z³owró¿bnym spojrzeniem.- Za dziewkami siê ogl¹dasz, oszuœcie? - zasycza³a, faluj¹c coraz bardziejpodniecaj¹co.- Pioseneczki œpiewasz, ³ajdaku?Tellico zdj¹³ kapelusik i uk³oni³ siê, uœmiechaj¹c szeroko charakterystycznym,Jaskrowym uœmiechem.- Vespula, moja droga - powiedzia³ przymilnie.- Jakem rad, ¿e ciê widzê.Wybacz mi, moja s³odka.Winien ci jestem.- A jesteœ, jesteœ - przerwa³a Vespula g³oœno.- A to, co jesteœ mi winien,teraz zap³acisz! Masz!Ogromna, miedziana patelnia rozb³ys³a w s³oñcu i z g³êbokim donoœnym brzêkiemwyr¿nê³a w g³owê dopplera.Tellico z nieopisanie g³upim grymasem, zastyg³ym natwarzy, zachwia³ siê i pad³, rozkrzy¿owawszy rêce, a jego fizjonomia zaczê³asiê nagle zmieniaæ, rozp³ywaæ i traciæ podobieñstwo do czegokolwiek.Widz¹c to,wiedŸmin skoczy³ ku niemu, w biegu zrywaj¹c ze straganu wielki kilim.Rozœcielaj¹c kilim na ziemi, dwoma kopniakami wturla³ nañ dopplera i szybko,acz ciasno zrolowa³.Usiad³szy na pakunku, wytar³ czo³o rêkawem.Vespula, œciskaj¹c patelniê,patrzy³a na niego z³owrogo, a t³um gêstnia³ dooko³a.- Jest chory - rzek³ wiedŸmin i uœmiechn¹³ siê wymuszenie.- To dla jego dobra.Nie róbcie œcisku, dobrzy ludzie, biedakowi trzeba powietrza.- S³yszeliœcie? - spyta³ spokojnie, ale dŸwiêcznie Chappelle, przepychaj¹c siênagle przez t³um.- Proszê nie robiæ tu zbiegowiska! Proszê siê rozejœæ!Zbiegowiska s¹ zabronione.Karane grzywn¹!T³um w mgnieniu oka rozpierzchn¹³ siê na boki, po to tylko, by ujawniæ Jaskra,nadchodz¹cego szparkim krokiem.przy dŸwiêkach lutni.Na jego widok Vespulawrzasnê³a przeraŸliwie, rzuci³a patelniê i biegiem puœci³a siê przez plac.- Co siê jej sta³o? - spyta³ Jaskier.- Zobaczy³a diab³a? Geralt wsta³ zpakunku, który zacz¹³ siê s³abo ruszaæ.Chappelle zbli¿y³ siê powoli.By³ sam,jego stra¿y osobistej nigdzie nie by³o widaæ.- Nie podchodzi³bym - rzek³ cicho Geralt.- Jeœli by³bym wami, panie Chappelle,to nie podchodzi³bym.- Powiadasz? - Chappelle zacisn¹³ w¹skie wargi, patrz¹c na niego zimno.- Gdybym by³ wami, panie Chappelle, uda³bym, ¿e niczego nie widzia³em.- Tak, to pewne - rzek³ Chappelle.- Ale ty nie jesteœ mn¹.Zza namiotu nadbieg³ Dainty Biberveldt, zdyszany i spocony.Na widok Chappellezatrzyma³ siê, pogwizduj¹c, za³o¿y³ rêce za plecy i uda³, ¿e podziwia dachspichlerza.Chappelle podszed³ do Geralta, bardzo blisko.WiedŸmin nie poruszy³ siê,zmru¿y³ tylko oczy.Przez chwilê patrzyli na siebie, potem Chappelle pochyli³siê nad pakunkiem.- Dudu - powiedzia³ do stercz¹cych ze zrolowanego kilimu kurdybanowych,dziwacznie zdeformowanych butów Jaskra.- Kopiuj Biberveldta, szybko.- ¯e co? - krzykn¹³ Dainty, przestaj¹c gapiæ siê na spichlerz.- ¯e jak?- Ciszej - rzek³ Chappelle.- No, Dudu, jak tam?- Ju¿ - rozleg³o siê z kilimu st³umione siekniêcie.- Ju¿.Zaraz.Stercz¹ce z rolki kurdybanowe buty rozla³y siê, rozmaza³y i zmieni³y wow³osione, bose stopy nizio³ka.- Wy³aŸ, Dudu - powiedzia³ Chappelle.- A ty, Dainty, b¹dŸ cicho.Dla ludzika¿dy nizio³ek wygl¹da tak samo.Prawda?Dainty mrukn¹³ coœ niewyraŸnie.Geralt, wci¹¿ mru¿¹c oczy, patrzy³ na Chappellepodejrzliwie.Namiestnik zaœ wyprostowa³ siê i rozejrza³ dooko³a, a wówczas pogapiach, którzy jeszcze wytrwali w najbli¿szej okolicy, osta³ siê jeno cichn¹cyw oddali stukot drewnianych chodaków.Dainty Biberveldt Drugi wygramoli³ siê i wyturla³ z pakunku, kichn¹³, usiad³,przetar³ oczy i nos.Jaskier przysiad³ na le¿¹cej obok skrzyni, brzd¹ka³ nalutni z wyrazem umiarkowanego zaciekawienia na twarzy.- Kto to jest, jak myœlisz, Dainty? - spyta³ ³agodnie Chappelle.- Bardzopodobny do ciebie, nie uwa¿asz?- To mój kuzyn - wypali³ nizio³ek i wyszczerzy³ zêby.- Bardzo bliska rodzina.Dudu Biberveldt z Rdestowef £¹ki, wielka g³owa do interesów.Postanowi³emw³aœnie.- Tak, Dainty?- Postanowi³em mianowaæ go moim faktorem w Novigradzie.Co ty na to, kuzynie?- Och, dziêkujê, kuzynie - uœmiechnê³a siê szeroko bardzo bliska rodzina,chluba klanu Biberveldtów, wielka g³owa do interesów.Chappelle te¿ siêuœmiechn¹³.- Spe³ni³o siê marzenie? - mrukn¹³ Geralt.- O ¿yciu w mieœcie? Co te¿ wywidzicie w tym mieœcie, Dudu.i ty, Chappelle?- Pomieszka³byœ na wrzosowiskach - odmrukn¹³ Chappelle - pojad³byœ korzonków,zmokn¹³ i zmarzn¹³, to byœ wiedzia³.Nam te¿ siê coœ nale¿y od ¿ycia, Geralt.Nie jesteœmy gorsi od was.- Nie - kiwn¹³ g³ow¹ Geralt.- Nie jesteœcie.Bywa nawet, ¿e jesteœcie lepsi.Co z prawdziwym Chappelle?- Szlag go trafi³ - szepn¹³ Chappelle Drugi.- Bêdzie ze dwa miesi¹ce temu.Apopleksja.Niech mu ziemia lekk¹ bêdzie, a Ogieñ Wieczny niech mu œwieci.Akurat by³em w pobli¿u.Nikt nie zauwa¿y³.Geralt? Nie bêdziesz chyba.- Czego nikt nie zauwa¿y³? - spyta³ wiedŸmin z nieruchom¹ twarz¹.- Dziêkujê - mrukn¹³ Chappelle.- Jest was tu wiêcej?- Czy to wa¿ne?- Nie - zgodzi³ siê wiedŸmin.- Niewa¿ne.Zza furgonów i straganów wypad³a ipodbieg³a truchtem wysoka na dwa ³okcie figurka w zielonej czapce i futerku z³aciatych królików.- Panie Biberveldt - sapn¹³ gnom i zaj¹kn¹³ siê, rozgl¹daj¹c, wodz¹c oczami odjednego nizio³ka do drugiego.- S¹dzê, ma³y - powiedzia³ Dainty - ¿e masz sprawê do mego kuzyna, DuduBiberveldta.Mów.Mów.Oto on.- Szczawiór donosi, ¿e posz³o wszystko - powiedzia³ gnom i uœmiechn¹³ siêszeroko, ukazuj¹c szpiczaste z¹bki.- Po cztery korony sztuka.- Zdaje siê, ¿e wiem, o co idzie - rzek³ Dainty.- Szkoda, ¿e nie ma tuVivaldiego, ten migiem obliczy³by zysk.- Pozwolisz, kuzynie - odezwa³ siê Tellico Lunngrevink Letorte, w skróciePenstock, dla przyjació³ Dudu, a dla ca³ego Novigradu cz³onek licznej rodzinyBiberveldtów.- Pozwolisz, ¿e ja policzê.Mam niezawodn¹ pamiêæ do cyfr.Jak ido innych rzeczy.- Proszê - uk³oni³ siê Dainty.- Proszê, kuzynie.- Koszta - zmarszczy³ czo³o doppler - by³y niewysokie.Osiemnaœcie za olejek,osiem piêædziesi¹t za tran, hmm.Wszystko razem, wliczaj¹c sznurek,czterdzieœci piêæ koron.Utarg: szeœæset po cztery korony, czyli dwa tysi¹ceczterysta.Prowizji ¿adnej, bo bez poœredników.- Proszê nie zapominaæ o podatku - upomnia³ Chappelle Drugi.- Proszê niezapominaæ, ¿e stoi przed wami przedstawiciel w³adz miasta i koœcio³a, którypowa¿nie i sumiennie traktuje swoje obowi¹zki.- Zwolnione od podatku - oœwiadczy³ Dudu Biberveldt.- Bo to sprzeda¿ na œwiêtycel.- Hê?- Zmieszany w odpowiednich proporcjach tran, wosk, olejek zabarwiony odrobin¹koszenili - wyjaœni³ doppler - wystarczy³o nalaæ do glinianych misek i zatopiæw ka¿dej kawa³ sznurka.Zapalony sznurek daje piêkny, czerwony p³omieñ, którypali siê d³ugo i ma³o œmierdzi.Wieczny Ogieñ.Kap³ani potrzebowali zniczy nao³tarze Wiecznego Ognia.Ju¿ nie potrzebuj¹.- Cholera.- mrukn¹³ Chappelle.- Racja.Potrzebne by³y znicze.Dudu,jesteœ genialny.- Po matce - rzek³ skromnie Tellico.- A jak¿e, wykapana matka - potwierdzi³ Dainty.- Spójrzcie tylko w te m¹dreoczy.Wykapana Begonia Biberveldt, moja ukochana ciocia.- Geralt - jêkn¹³ Jaskier.- On w ci¹gu trzech dni zarobi³ wiêcej ni¿ jaœpiewaniem przez ca³e ¿ycie!- Na twoim miejscu - rzek³ wiedŸmin powa¿nie - rzuci³bym œpiewanie i zaj¹³ siêhandlem.Poproœ go, mo¿e weŸmie ciê do terminu.- WiedŸminie - Tellico poci¹gn¹³ go za rêkaw.- Powiedz, jak móg³bym ci siê.odwdziêczyæ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL