[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wolnego! To¿ g³owa mo¿e rozboleæ od tegoha³asu i nat³oku informacji: Wyobra¿acie sobie, panowie, co bêdzie, gdy siê goprzypiecze? Zakrzyczy nas ze szczêtem!Kriel i Silifant zarechotali gloœno.Kenna i Neratin Ceka nie do³¹czyli siê doweso³oœci.Nie do³¹czy³ do niej tak¿e Bert Brigden, który w³aœnie wyj¹³ z ¿aruprêt i przyjrza³ mu siê krytycznie.¯elazo by³o rozpalone tak, ¿e wydawa³o siêtransparentne, jakby to nie by³o ¿elazo, a wype³niona p³ynnym ogniem szklanarurka.Rience zobaczy³ to i zakraka³.- Ja wiem, jak znaleŸæ ³owcê i dziewczynê! - wrzasn¹³.- Wiem to! Powiem wam!- No pewnie.Kenna, wci¹¿ próbuj¹ca czytaæ w jego myœlach, a¿ skrzywi³a siê, odbieraj¹c falêrozpaczliwej, bezsilnej wœciek³oœci.W mózgu Rience'a znowu coœ pêk³o, jakaœkolejna przegródka.Ze strachu powie coœ, pomyœla³a Kenna, co zamierza³ trzymaædo koñca, jako kartê atutow¹, asa, którym móg³ przebiæ inne asy w ostatnim,decyduj¹cym rozdaniu o najwy¿sz¹ stawkê, teraz, ze zwyk³ego obrzydliwegostrachu przed bólem, wyrzuci tego asa na blotkê.Nagle coœ pyknê³o jej w g³owie, poczu³a w skroniach gor¹co, potem nagle zimno.I ju¿ wiedzia³a, zna³a ukryt¹ myœl Rience'a.Bogowie, pomyœla³a.Ale¿ wpl¹ta³am siê w kaba³ê.- Powiem! - zawy³ czarodziej, czerwieniej¹c i wpijaj¹c wyba³uszone oczy w twarzkoronera.- Powiem ci coœ naprawdê wa¿nego, Skellen! Vattier de Rideaux.Kenna nagle us³ysza³a inn¹, obc¹ myœl.Zobaczy³a, jak Neratin Ceka z rêk¹ nasztylecie przysuwa siê do drzwi.Za³omota³y buty, do œwietlicy wpad³ Boreas Mun.- Panie koroner! Prêdko, panie koroner przyjechali.Nie uwierzycie, kto!Skellen gestem powstrzyma³ Brigdena schylaj¹cego siê z ¿elazem ku piêtomszpiega.- Powinieneœ grywaæ na loterii, Rience - powiedzia³, patrz¹c w okno.- W ¿yciunie spotka³em nikogo, kto mia³by równy fart.Przez okno widaæ by³o zbiegowisko, a w œrodku zbiegowiska parê na koniach.Kenna od razu wiedzia³a, kto to.Wiedzia³a, kim jest chudy olbrzym o bladych rybich oczach jad¹cy na ros³ymgniadoszu.I kim jest popielatow³osa dziewczyna na piêknej karej klaczy.Ze zwi¹zanymirêkoma i obro¿¹ na szyi.Z siniakiem na napuch³ym policzku.*****Vysogota wróci³ do cha³upy w paskudnym humorze, przygnêbiony, milcz¹cy, z³ynawet.Sprawi³a to rozmowa z wieœniakiem, który przyp³yn¹³ czó³nem po odbiórskór.Mo¿e ostatni raz przed wiosn¹, powiedzia³ wieœniak.Pogoda psuje siê zdnia na dzieñ, s³ota i wicher taki, ¿e strach na wodê wyp³ywaæ.Rankami naka³u¿ach lód, tylko patrzeæ œnie¿yc, a po nich mrozów, tylko patrzeæ, jakstanie rzeka i zalewy, wtedy chowaj czó³no do szopy, sanie wyci¹gaj.Ale naPereplut przecie nawet saniami nie lza, oparzelisko tu na oparzelisku.Ch³op mia³ racjê.Pod wieczór zachmurzy³o siê, z granatowego nieba posypa³y siêbia³e p³atki.Porywisty wschodni wicher po³o¿y³ suche trzciny, bia³ymigrzywaczami zahula³ po powierzchni rozlewiska.Zrobi³o siê przenikliwie,dotkliwie zimno.Pojutrze, pomyœla³ Vysogota, jest œwiêto Saoyine.Wed³ug elfiego kalendarza zatrzy dni bêdzie ju¿ nowy rok.Wed³ug kalendarza ludzi, na nowy rok trzebapoczekaæ jeszcze dwa miesi¹ce.Kelpie, kara klacz Ciri, tupa³a i parska³a w obórce.Gdy wszed³ do cha³upy, zasta³ Ciri buszuj¹c¹ w kufrach.Pozwoli³ jej na to,nawet zachêci³.Po pierwsze, by³o to ca³kiem nowe zajêcie - po jazdach naKelpie i wertowaniu ksi¹g.Po drugie, w skrzyniach by³o sporo rzeczy jegocórek, a dziewczynie potrzebna by³a cieplejsza odzie¿.Kilka zmian odzie¿y, bow zimnie i wilgoci mija³y d³ugie dni, nim wyprane szmatki wreszcie wysch³y.Ciri wybiera³a, przymierza³a, odrzuca³a, odk³ada³a.Vysogota siad³ za sto³em.Zjad³ dwa gotowane kartofle i kurze skrzyde³ko.Milcza³.- £adna robota - pokaza³a mu przedmioty, których nie widzia³ od lat i nawetzapomnia³, ¿e je ma.- fet nale¿aly do twojej córki? Lubi³a jeŸdziæ?- Uwielbia³a.Doczekaæ siê nie mog³a zimy.- Mogê wzi¹æ?- Bierz, co chcesz - wzruszy³ ramionami.- Ja z tego nie mam ¿adnego po¿ytku.Jeœli tobie przydadz¹ siê i jeœli buty pasuj¹.Ale czy ty siê pakujesz, Ciri?Szykujesz siê do odjazdu?Utkwi³a wzrok w kupce odzie¿y.- Tak, Vysogoto - powiedzia³a po chwili milczenia.- Tak postanowi³am.Bowidzisz.Nie ma czasu do stracenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL