[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Grali im rozmaite utwory muzyczne, bębnili, wypisywali powitania, pokazywali prezentacje Power Point, wysyłali SMS-y i pokazywali kamień z Rosetty.Próbowali Ameslanu i pantomimy, choć było oczywiste, że Altairczycy mają dobry słuch.Cokolwiek im powiedzieli, cokolwiek dali, lub nawet uciekali się do modłów, obcy demonstrowali absolutną niechęć i dezaprobatę.Dokładnie jak ciocia Judith.Gdy włączyłam się w prace komisji, jej członkowie osiągnęli już stan desperacji podobny do nastroju mojej matki, gdy bez rezultatu przemeblowała salon.W nadziei, że przybysze w ogóle jakoś zareagują, zaczęto im pokazywać slajdy z widokami Denver albo Colorado.–Nic z tego nie będzie – orzekłam.– Moja matka zmieniła zasłony i tapety, ale to w ogóle nie poskutkowało.– Doktor Morthman nie raczył mnie usłyszeć.Zabraliśmy ich do denverskiego Muzeum Sztuki, zaprowadziliśmy do Narodowego Parku Gór Skalistych, gdzie pokazaliśmy im Ogród Bogów, zademonstrowaliśmy im też rodeo.Stali i zionęli dezaprobatą.Doktor Morthman nie zamierzał się poddawać.–Jutro zabierzemy ich do zoo.–Czy to dobry pomysł? – zapytałam.– Chcę powiedzieć, że nie chciałabym im niczego sugerować.– Doktor Morthman oczywiście nie usłyszał mojej opinii.Na szczęście Altairczycy nie zwrócili na nic uwagi w zoo, nie poruszył ich widok świątecznej iluminacji w Civic Center, ani balet „Dziadek do orzechów”.I wtedy poszliśmy na deptak centrum handlowego.* * *Komisja wtedy skurczyła się już do siedemnastu ludzi (dwaj lingwiści i zwierzęcy psycholog zrezygnowali) wciąż jednak była dostatecznie liczną grupą obserwatorów, żeby narazić Altairczyków na niebezpieczeństwo stratowania w tłumie.Większość członków komisji zrezygnowała z pracy terenowej, zdając się na „alternatywne metody badawcze”, niewymagające bezpośredniej obserwacji, co oznaczało, że nie mogą wytrzymać palącego wzroku obcych na miejscu i podczas powrotu minibusem.Do centrum handlowego udali się z obcymi tylko doktor Morthman, ekspert od zapachów doktor Wakamura, wielebny Thresher i ja.Nie towarzyszyli nam nawet dziennikarze.Gdy Altairczycy zjawili się po raz pierwszy, TV i CNN zalewały świat relacjami, ale po kilku tygodniach doskonałej bezczynności przybyszów sieci zaczęły pokazywać co bardziej ekscytujące sceny z Obcego, Inwazji porywaczy ciał, i drugiej części Facetów w czerni, a potem kompletnie straciły zainteresowanie i wróciły do Paris Hilton albo wyrzuconych na brzeg wielorybów.Jedynym fotografem, który nam towarzyszył, był wynajęty przez doktora Morthmana do dokumentacji naszych prac nastolatek Leo, który, gdy tylko weszliśmy na teren centrum, zapytał:–Mielibyście coś przeciwko temu, żebym przed rozpoczęciem filmowania wyskoczył kupić mojej dziewczynie prezent pod choinkę? Powiedzmy sobie wprost, oni tylko stoją i się gapią.Miał rację.Altairczycy ślizgali się kaczo po kilku poziomach, a potem się zatrzymali mierząc pełnymi bezosobowej dezaprobaty spojrzeniami reklamowe ekrany Sharper Image i Gap, a także gapiów, którzy przystawali popatrzeć na całą szóstkę i szybko odchodzili onieśmieleni niechęcią obcych.Centrum pełne było par obładowanych zakupami, rodziców popychających wózki bagażowe, dzieci i gromadki czekających na okazję do śpiewu uczennic szkoły średniej w zielonych togach chórzystek.Centra handlowe zapraszały szkolne i kościelne chóry, by o tej porze roku prezentowały swe umiejętności przed stoiskami ze smakołykami.Dziewczęta chichotały i rozmawiały półgłosem, a dzieciaki darły się jak opętane krzycząc: „Nie chcę!”, Judy Garland sławiąc wolność zakupu śpiewała Radość światu z akompaniamentem fletów, a wielebny Thresher wskazywał na odziane w majteczki, i biustonosze skrzydlate manekiny w oknie wystawowym Victorias Secret i grzmiał: „Spójrzcie na to! Sam grzech!”–Tędy! – powiedział idący przed Altairczykami doktor Morthman wymachując rękoma jak zawiadowca na stacji.– Chcę, żeby zobaczyli Świętego Mikołaja.Obchodziłam bokiem trójkę nastolatków, którzy na chwilę odcięli mnie od obcych, gdy usłyszałam coś w rodzaju chóralnego westchnienia i na całym poziomie zapadła cisza zakłócana jedynie entuzjazmem Judy Garland i zachęcającą do zakupów muzyczką.–Co się stało? – zapytał ostro doktor Morthman.Przepchnęłam się obok nastolatków, by zobaczyć, o co chodzi.Altairczycy wodząc wokół pełnymi dezaprobaty spojrzeniami siedzieli spokojnie na placyku pomiędzy stoiskami.Otaczał ich krąg zafascynowanych klientów, do którego spieszył właśnie człowiek w garniturze wyglądający na jakiegoś kierownika.–Co się dzieje?–Niezwykłe – odparł doktor Morthman.– Wiedziałem, że w końcu zareagują, jeżeli oprowadzimy ich po dostatecznej liczbie rozmaitych miejsc.– Odwrócił się do mnie.– Była pani za nimi, panno Yates.Co sprawiło, że usiedli?–Nie wiem – odpowiedziałam.– Nie widziałam, bo byłam z tyłu.Czy…–Proszę pójść i poszukać Leo – polecił.– Powinien to sfilmować.Nie byłam tego aż tak pewna, ale odszukałam naszego fotografa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL