[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tak więc mogłem całymi godzinami siedzieć i patrzeć’, jak ona pracuje.Od kiedy przybyła do nas, moja praca ograniczała się do kontrolowania zawartości magazynu.Ona zajmowała się resztą.Bezwiednie moja sympatia przekształcała się w coś więcej.Przyjemnie było patrzeć na nią, jak delikatnie, z eteryczną lekkością falowała na swoich piliscynach.Z jej ciała płynęły promienie zapachowe, które można tylko porównać z tchnieniem wenusjańskiej puszczy pod koniec pory deszczowej.Był to wilgotny opar, wydawałoby się — zmaterializowany — startych kwiatów, mający właściwości przylegania do przedmiotów, w tym również do mojego ciała.Czasem zatrzymywała się, utkwiwszy we mnie cudowne leruły, a ja czytałem w nich tajemne miłosne przesłanie.A kiedy jej tworzące koronę syfie prężyły się i drgały, w atmosferze czuło się zaraźliwe podniecenie.Sądzę, że wiele czynników złożyło się na ówczesny stan mojej duszy i ciała.Młodość, długie miesiące bez widoku kobiety, tropikalny klimat, oszałamiający zapach kwiatów — a flora była tam szczególnie bogata… Na dodatek wystarczyło wyjrzeć przez okno, żeby zobaczyć pary Wcnusjan swawolących na trawie.Raz nawet podglądałem taką parę.Była to niezwykle podniecająca scena, która rozpoczęła się od uwodzących gestów Wcnusjanina.Po chwili oboje legli pod najbliższym drzewem sąsiadującego z łąką, otaczającą naszą bazę, lasu.Tego obrazu za nic nie mógłbym opisać: piękno i estetyka połączone z najbardziej ekstrawaganckim wyrafinowaniem erotycznym.Nic wiem, czy Yuyu domyślała się, co się ze mną dzieje.Ale też zadaję sobie pytanie, czy nic był to spektakl zaaranżowany specjalnie dla mnie i czy jej przybycie do naszej bazy nic miało z góry określonego celu?Rano komendant D’Estaigne rozkazał mi, żebym przygotował zapasy na wyprawę mającą trwać tydzień.Zostałem w bazie tylko z Holendrem, porucznikiem Dubrockiem.Miała to być wyprawa dłuższa od zwykle programowanych.Na początku sądziłem, że skoro już zostaliśmy z Holendrem sami, ten okaże mi więcej serdeczności.Potem jednak okazało się, że przyszedł do mnie — przemawiał w żargonie, w jakim porozumiewaliśmy się w bazie — tylko po to, żeby mieć kompana do kieliszka.Dałem znak Yuyu, która zaraz przyniosła butelkę dżinu.Wzniosłem z nim parę toastów, ale szybko wysiadłem.Holender wychylał szklankę za szklanką, jakby to była woda, a ja już czułem pieczenie w żołądku.W końcu dałem za wygraną i poszedłem do magazynu.Dubrock nawet nie zauważył mojej nieobecności, całą swoją uwagę poświęcając butelce.Możliwe, że alkohol też zrobił swoje.Yuyu stała przy półce i układała w stosy puszki z konserwami z ostatniego transportu.Patrzyłem na nią urzeczony, nieprzytomny z podniecenia.Tego dnia wydzielała zapach bardziej jeszcze intensywny.I te syfie, takie nabrzmiałe, drżały i kołysały się w spazmatycznym rytmie.Yuyu jakby mnie nie dostrzegała, ale wszystko mówiło, że jej ciało odbiera nawet najsłabsze pulsowanie mojej krwi.Zbliżyłem się do niej wolnym krokiem i to jej nieprzerwane „yui, yui” stawało się dla mnie miłosną pieśnią uderzającą w najwyższe tony uniesień i płynącą ku niezmierzonym gwiezdnym przestrzeniom.I wtedy po raz pierwszy dotknąłem jej ciała.Przedtem unikaliśmy wszelkich zbliżeń, nawet kiedy podawaliśmy sobie różne przedmioty, a przynajmniej ja starałem się jej nie dotykać, jakby przeczuwając, że wystarczy jedna iskra, żeby wybuchł pożar.A teraz moja dłoń pewnie pochwyciła tę cudowną lerułę, przesunęła się w niecierpliwej pieszczocie po całej jej długości.Miała delikatność aksamitu, płatka kwiatu.I oto koniuszki asgurów musnęły moją skórę, obdarzając mnie niewysłowioną rozkoszą.Ugięły się pod nią pliscyny i przestała pracować.Pomarańczowe żyłki na jej ciele pociemniały, nabierając niemal purpurowej barwy.Rygry powiększały się i rozciągnęły zamykający je pierścień, którego brzegi spuchły jeszcze bardziej, i wtedy z głębi jej istoty wypłynęło rozkoszne mruczenie, jakże inne od codziennego znanego mi „yui, yui”, które zawsze takie robiło na mnie wrażenie.Była to symfonia zmysłowych woni.„Sofa’n, sofa’n”, wydawała się szeptać rygra; tak, że oboje padliśmy na ziemię nieprzytomni.Była to apoteoza wszelkich doznań.Przy niej byłem jak niedoświadczony szczeniak.Yuyu wprowadzała mnie powoli w przemyślnym upojeniu w tajniki galaktycznej namiętności
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL