[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jadąc windą w dół, zastanawiałem się, czy nie pora już odejść i zacząć działać na własną rękę.Myśl ta powracała coraz częściej.Kto wie, może nawet zaryzykowałbym zainwestowanie w nostalgię post-punkową? Chciałem zrezygnować, zanim sami mnie wyrzucą.Skłaniała mnie do tego niemalże stuprocentowa pewność, że będąc człowiekiem ledwie w średnim wieku, jestem skazany na porażkę.Popychał związany z tą myślą ołowiany strach i poczucie zagrożenia.A może to tylko skutek braku prywatnego życia, braku towarzystwa? Może objaw głębszej depresji? Ostatecznie przez cały dzień zamieniałem z ludźmi nie więcej niż kilkanaście słów, a większość z nich wypowiadałem jedynie po to, żeby się bronić.Mimo to pomysł, żeby założyć własne przedsiębiorstwo, wydawał mi się kuszący, choć nie mogłem się spodziewać, że kiedykolwiek zdobędę klientów tej miary co KIT.KIT zgarnęła większość klientów z rynku i poczynając od dawnych czasów, czasów archetypowego już dzisiaj garażu w Silicon Valley, przez lata obrastała mityczną legendą.Nasza korporacja specjalizowała się w przeczesywaniu informacji w kanałach telekomunikacyjnych i wyszukiwaniu najlepszych pomysłów i stylów na Następne Wielkie Odkrycie.Dzięki dalekowzroczności założycieli KIT-u garstkę ludzi wyprowadzono z garażu i rozszerzono ją do sześciusetoso-bowego zespołu zatrudnionego w kotle myśli.KIT przewidywała globalne trendy w stylu życia z nieprawdopodobną wprost dokładnością i żądała za to zawrotnych honorariów.W wyrafinowanym, wysokooktanowym mikrokosmosie kotła myśli żaden projekt nie wydawał się nazbyt ekstremalny pod warunkiem, że zdawał egzamin praktyczny.Tu, w firmie, nie ma żadnych zahamowań, blokad, niewiele jest też punktów kontroli.Za to mnóstwo ślepych uliczek.I zero map.6.37.Świat oglądany z poziomu chodników w Cambridge.Nowoczesne państwo-miasto.Historyczne miasteczko uniwersyteckie.Nadal brak natchnienia.W innych okolicznościach, choć na dworze trochę padało, byłoby przyjemnie.Ponieważ rok akademicki jeszcze się nie rozpoczął, jesienny wieczór był stosunkowo cichy.Parę rozbawionych kilkuosobowych grupek zmierzało na Market Square, żeby obejrzeć Targ Regionalny.Wyszedłem na ulicę i poczułem wieczorny chłód - miasto nigdy nie prezentowało się lepiej niż o tej spokojnej porze roku.Wiatr się uspokoił, w ciszy zmierzchu moje kroki pobrzmiewały nienaturalnie głośno.Słońce już zaszło, czysto i naturalnie.Na tle przejrzystego, ciemniejącego i coraz wyrazistszego nieba odcinały się dachy kolegiów uniwersyteckich podświetlone gasnącą łuną.Cambridge ma pewną przewagę nad Oksfordem.Jego położone w centrum miasta kolegia skupiają życie intelektualne ośrodka na niewielkiej przestrzeni.Wiele z trzydziestu trzech budynków kolegialnych - choć wznoszono je niezależnie od siebie w ciągu ostatniego tysiąclecia - mieści się na obszarze między Trinity Street i brzegiem rzeki Cam.Trinity College i Trinity Great Gate.Budynek Trinity, siedziba kolegium prawdopodobnie najbogatszego i słynącego z największej spuścizny historycznej, mienił się w gasnącym świetle dnia.W XXI wieku uniwersytety ponownie cieszyły się potęgą nie tylko intelektualną, ale i finansową.Członkowie Rady Naukowej Trinity pamiętają jeszcze czasy, gdy ich kolegium należało do najmożniejszych w kraju posiadaczy ziemskich, naturalnie wyłączywszy Kościół, Koronę i przeróżne państwowe trusty.Kiedyś można było przebyć drogę z Cambridge do Londynu nie wyjeżdżając poza granice włości należą cych do Trinity College.Dzięki powiększanemu od sześciuset lat dziedzictwu to właśnie Trinity sprawuje w mieście dominującą rolę, mając poniekąd w pogardzie współczesną modę oraz różne nowinki.Uważam jednak, że koncept spuścizny historycznej jest dość zwodniczy: od niepamiętnych czasów świat zawsze podlega zmianom i nigdy nie będzie inaczej.Wszelkie poczucie stałości, nawet historycznej, jest ułudą.6.47.Plączę się po mieście.Markotnie.W niemal opustoszałej uliczce zauważam ich, zanim oni dostrzegają mnie.Stosownym skinieniem głowy daję znak, że ich widzę i czym prędzej skręcam w najbliższą wąską średniowieczną przecznicę, byle tylko uniknąć dwóch dość przerażających funkcjonariuszy Sit Porządkowych Cambridge ubranych w szturmowe mundury.Odniosłem wrażenie, że spodziewają się kłopotów.Gdyby byli mną zainteresowani, na ich urządzeniach wizualnych typu HUD natychmiast pojawiłyby się informacje zawarte w moim bezprzewodowym identyfikatorze, co byłoby niejako naturalną konsekwencją faktu, że ja miałem dowód osobisty w postaci radiowego nadajnika, oni zaś odpowiednie czytniki.Jeśli policja nie miała podstaw, żeby cię zgarnąć, lub jeśli chciałeś ukryć swoją tożsamość, takie postępowanie było łamaniem przepisów, przynajmniej z prawnego punktu widzenia.Jednak dzięki Radiowym Identyfikatorom kontakt werbalny z porządkowymi został ograniczony do niezbędnego minimum.Przy panujących stosunkach między policją a społeczeństwem należało traktować to jako dobrodziejstwo, siły porządkowe uległy bowiem sprywatyzowaniu i występowały jako ramię pomocnicze wydziału nowojorskiej policji, który je całkowicie wchłonął.Było to zaskakujące połączenie różnych kultur obywatelskich, nasi główni rywale jednak, ci z Virtual Ideologies uspokajali społeczeństwo, że tandem jest dobry.Cognescens, trzecia najbardziej licząca się w naszej branży firma, także ten koncept poparła.Osobiście przychylałem się do powszechnego odczucia, że pomysł jest chybiony.Niemniej znalazły się ze dwa obszary, na których Siły Porządkowe - mimo utyskiwań obywateli - wywalczyły sobie pewną dozę szacunku.Ot, choćby ruch uliczny.Dzięki stanowczym posunięciom porządkowych w kwestii ruchu kołowego po ulicach jeździły wyłącznie pojazdy policyjne - w mieście-państwie Cambridge nie trzeba nam innych.Poza tym udowodnili, że mają twardą rękę - by nie powiedzieć rękę okrutną - wobec handlarzy narkotyków.Z drugiej strony nasi konkurenci i tak zazwyczaj mieli swoje agendy, w większości dobrze zakonspirowane.Nie brzydzili się też rolą uzdrowicieli świata ani wszczepianiem - przyznaję, że dość pomysłowym - poglądów politycznych w ogólnoświatową sieć Internetu.Naturalnie na wszystkim można zarobić.Szerzenie poglądów wymagało kontroli, powstał więc stosowny wydział kontrolerów KIT, którzy trzymali rękę na pulsie przekazów i nie dopuszczali do wypaczeń.Mimo to trudno było wyzbyć się wrażenia, że w dobie sieci komputerowej prawda jest dobrem elektronicznie obrabialnym, prywatyzowalnym oraz absolutnie sprzedawalnym.Prywatność chyba również.Nasi konkurenci podglądali pocztę elektroniczną i podsłuchiwali rozmowy prowadzone z telefonów komórkowych - kontrolowali około miliarda konwersacji na tydzień i jeśli wierzyć plotkom, dopuszczali się tego zupełnie nielegalnie.Pierwsze jaskółki potencjalnych zmian w masowych trendach, zmian, na których można zarobić, daje się często zauważyć na drugim końcu świata
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL